Przeniosłem część odpowiedzi tutaj, bo nijak miała się do setu z Tokio.
Kilka rzeczy od siebie. Fortus gra "nieslashowo", bo to Fortus. Gdyby Axl chciał w zespole Slasha, to by był.
Finck a Ashba to dwa różne światy muzyczne. Nie dlatego, że jeden do ogr, a drugi Ken
Finck to z tego, co kojarzę, gitarzysta industrialowy. Ashba nigdy nim nie był i nie będzie. Kiedyś wizja Wsze(nie)mogącego była taka, że Gn'R ma być zespołem industrialowym. Hardrock mu się znudził, spodobało się NIN, więc czemu nie. Tyle, że dziwnym trafem Gunsi nie stali się drugim NIN. Zaskakujące
No i koncepcja się ciut odmieniła, a z racji tego, że w zespole był już koleś, który umie zagrać wszystko, zapowiadał się powrót do hardrocka, a w hardrocku "ładni" gitarzyści mają większe znaczenie ;p, to padło na DJ-a. W swoim fachu jest niezły, do tego kontaktowy, obyty w social mediach, a tego ostatniego jego poprzednikowi np. brakowało.
Co tam jeszcze. Porównania między gitarzystą x, a y zawsze będą, bo pewni gitarzyści wywarli wpływ na brzmienie Gn'R,a inni np. Huge niekoniecznie. Choooociaż, paradoksalnie om wywarł największy wpływ, bynajmniej nie przez wkład muzyczny
Ale jakoś nie widzę tabunów jego fanów ani tu, ani nigdzie indziej
Co do Fincka - zwykle, gdy piszę o tym, że strasznie rzępoli w występie solowym jego wierni fani przypominają mi popis Robina w This I love. Zerknąłem w okładkę - autorem This I love jest Axl
A sam utwór w wersji roboczej, która nie zmieniła się wiele przez lata istaniał od 1993, więc jak dla mnie to nie jest argument. Zresztą Fincky często określany jest jako gitarzysta "hit or miss", a tego nie trzeba chyba tłumaczyć.
Ktoś pamięta, co DJ pisał o okolicznościach swojego dołączenia do zespołu?
Long live Slash, long live DJ Ashba