Ja to sobie myślę, że są ludzie, którzy poszukują innowacyjności i chwała im za to. Takie rejony zapewnia aktualne Guns N' Roses. Są też ludzie, którzy jednak wolą poruszać się w sprawdzonych, starych, dobrych klimatach, np. rock n' roll i to zapewnia Slash ze swoim solowym albumem na przykład. Dlatego dla jednych arcydziełem jest ChD, dla innych mocny jest Slash.
Co do gitarzystów, to podziwiam Bucketheada i Bumblefoota za umiejętności. Bucket, w odróżnieniu np. od Vaia, czy Satrianiego, to co gra, po prostu brzmi. Z przyjemnością słucha się np. jego solo z Bostonu '02 (nie umniejszam tamtym dwóm, ale po 20 minutach koncertu G3 byłem już trochę znudzony). Z kolei Bąbel gra dużo w klimatach, które lubię. Poza tym, to co gdzieś już pisał Zqyx, ja patrzę na Rona głównie przez pryzmat konkretnego utworu: Nightrain z Rock Am Ring '06, gdzie solówką rozłożył mnie na łopatki, albo Pink Panther, gdzie pokazuje część swoich umiejętności. Ci gitarzyści są niesamowici. Technicznie. Ale Slasha cenię najbardziej, za wyczucie i za prostotę jego gry. Nie są to jakieś skomplikowana legata i inne temu podobne pojęcia. Jak sam gdzieś kiedyś powiedział, nie jest dobry technicznie, ale stara się "przelać" na gryf wszystkie swoje emocje. I świetnie mu się to udaje i udawało. Dzięki temu m. in. mogę się zachwycać solem BBFa w Nightrain. Ponadto Kudłacz trafia w moje muzyczne gusta grając hard rock i trochę bluesa. Wraca do korzeni. Jeśli chodzi o Ashbę, to gra bardzo podobnie do Slasha, ale uważam, że ma swój własny styl. Wiadomo, że technicznie jest gorszy od Rona, ale przez przypadek w GN'R się nie znalazł. Dla wyrównania "dziwactw" Rona jest Ashba, natomiast co do Fortusa to jakiegoś konkretnego zdania nie mam.
Nie będę się zbytnio rozwodził, ale to, który jest najlepszy nie można jednoznacznie ocenić. Jedni wolą prostotę, inni wolą skomplikowane różnorodne dźwięki. Zależy jak to ktoś zinterpretuje i co sobie wyobrazi. Nic odkrywczego, więc dyskusja toczyć się będzie dalej.