W moim przypadku, zupełnie inaczej wyglądało bycie fanem dawnego GN'R kilkanaście lat temu, kiedy sama byłam nastolatką, a zupełnie inaczej wygląda to obecnie. Tak, jak przez te lata zmieniałam się ja, jak zmieniało się moje spojrzenie na życie i świat, tak samo zmienił się dla mnie sens słowa "fan". Wtedy słuchałam Gunsów w zasadzie na okrągło (z małymi, najwyżej kilkudniowymi przerwami na Skid Row, Metallicę i jeszcze kilka innych zespołów), na ścianach mojego pokoju wisiały plakaty i zdjęcia Axla, Slasha i cełego zespołu, zbierałam każdy, nawet najmniejszy wycinek z gazet na ich temat, starałam się nagrać każdy kawałek usłyszany w radio czy obejrzany w tv, naśladowałam styl ubierania Axla, itp. itd.
No i oczywiście, każdy, kto nie lubił i nie słuchał GN'R albo śmiał ich np. skrytykować, było w moich oczach frajerem
Bo wtedy Gunsi byli moimi absolutnymi idolami, ba, wręcz bogami
Teraz... owszem słucham Gunsów (na odtwarzaczu mp3 mam tylko ich kawałki, więc "katuję" je na okrągło
) - z konieczności jest to stare GN'R, ale z rosnącym zaciekawieniem przyglądam się ich obecnej twórczości. Nie ubieram się już jak Axl, na ścianach mojego mieszkania nie wiszą ich zdjęcia, nie zbieram wycinków z gazet (chociaż chętnie czytam artykuły na ich temat, jesli tylko wpadną mi w ręce). Nie traktuję już ludzi słuchających innej muzyki jako "gorszego gatunku", ale jeśli dowiaduję się, że ktoś słucha GN'R, od razu zyskuje w moich oczach i patrzę na niego przyjaźniej
Teraz Gunsi nie są już dla mnie bogami, są...ludźmi, którzy grają zajebistą muzykę, dostarczającą mi ogromnych emocji, dlatego nadal bardzo, bardzo ich lubię, chociaż czasy bezgranicznego uwielbienia, niestety, dawno minęły...
Jako fanka, którą - pomimo dużo mniejszego zaangażowania w temat GN'R niż 17 lat temu - nadal się czuję ( czy się to komuś podoba, czy nie
) nie wyobrażałam sobie, ze mogłabym nie pójść na ich koncert w W-wie i równie niecierpliwie, jak przed laty czekałam na UYI czy SI, teraz czekam na ChD
IMHO, gdybym teraz zachowywała się "w temacie GN'R" tak jak kilkanaście lat temu, to śmiało można by mnie nazwać nie fanką, tylko fanatyczką