Wielka Trójka – skazani na siebie?
[artykuł autorski]
Załóżmy, że wspólne dokonania Duffa i Slasha (VR), oraz dokonania Axla bez wspomnianych (ChD) nie były sukcesem. Załóżmy, że do zjednoczenia Wielkiej Trójki musiało, prędzej czy później, dojść. Załóżmy, że do (komercyjnego) sukcesu i zarabiania dużo większych pieniędzy niż te, które zarabiali osobno, albo w relacji nas dwóch, a ty sam, potrzebny jest ponownie właśnie ten triumwirat. Załóżmy, że Wielka Trójka jest skazana na siebie.
Slash i Duff co najmniej od końca lat 80-tych, znajdowali się w cieniu Axla. Z jednej strony charyzmatyczny, czasem szalony frontman zapewniał im miano najniebezpieczniejszego zespołu świata, skupiając rzesze fanów na całym świecie, sprzedając tysiące płyt i biletów, z drugiej jednak powodował problemy, które w końcu stały się nie do pokonania. Po której stronie było więcej zysków, a po której strat, odpowiedzcie sobie sami, biorąc pod uwagę nieśmiałe próby usunięcia Rose’a z GNR. Nawet gdy ten publicznie upokorzył kolegów podczas supportowania Stonesów, oskarżając o zbyt ostre tańce z panem Brownstone, żadne odważne riposty nie padły. Panowie Hudson i McKagan, stali się zakładnikami Axla, zgadzając się na wszelkie egoistyczne zachowania swojego wokalisty. Tylko Izzy Stradlin miał w sobie na tyle zdecydowania i buntu, że postanowił odejść z kapeli w szczycie jej sławy, nie tolerując podobno dyktatorskich zapędów Rose’a, czym jak historia pokaże, skazał się na muzyczny niebyt, przerywany czasem z cicha przez garstkę jego wielbicieli, dopominających się powrotu pana Isbella do GNR.
Ci którzy pozostali, i zasadniczo powinni mieć cokolwiek do powiedzenia, pogrążeni we własnych nałogach, nie umieli narzucić swojego zdania, trzeźwiej myślącemu, choć zwykle o sobie, koledze. Historia ta miała swój finał, w całkowitym oddaniu praw do nazwy GNR, podpisanej przez Slasha i Duffa na rzecz Axla (bez wchodzenia w szczegóły jak do parafowania tej umowy doszło, gdyż jak wiadomo, istnieją sprzeczne wersje). Wówczas gitarzysta i basista oddali w pełni własny los w ręce kogoś, czyjego zachowania nie byli żadną miarą w stanie przewidzieć (np. tego, o której koncert się rozpocznie). Zdegradowani do roli pracowników w wielkiej korporacji, zresztą, najprawdopodobniej w 2016 roku znów zostali w takim charakterze zatrudnieni (biorąc pod uwagę pojawiające się informacje o nierównym podziale zysków na ich niekorzyść, a na korzyść Axla, który jest właścicielem brandu.)
W momencie odejścia obu panów z GNR, odpowiednio w latach 96 i 97, narracja ich zwolenników zmierzała ku stwierdzeniu, że to Axl zniszczył GNR, a Slash i Duff teraz pokażą, że mogą z sukcesami współistnieć na muzycznym rynku. Pomijając ich dokonania solowe, bo nie one są przedmiotem tego artykułu, należy skupić się na kwestii fundamentalnej, a więc wokaliście/frontmanie. Z różnych względów, nie udało się ani Duffowi, ani tym bardziej Izzy’emu przejąć mikrofonu w VR, zatem zadecydowano o zatrudnieniu „rasowego” śpiewaka, najlepiej z wyrobionym nazwiskiem. Po miesiącach castingów i przesłuchań, czyli czymś co w późniejszym terminie miało stać się ich przekleństwem, wybrańcem namaszczono, o ironio, kolejnego trudnego we współpracy wokalistę, Scotta Weilanda. Można spierać się, który z nich, ostatni z wymienionych czy Rose, posiadał bardziej rozdmuchane ego, faktem jest natomiast to, że były frontman STP, dodatkowo nie umiał poradzić sobie z uzależnieniem od narkotyków. A więc, Slash z Duffem, chciał nie chciał, trafili z deszczu pod rynnę. Raptem ze cztery lata później, po dwóch płytach, wiadomo było, że ten mariaż zakończy się rozwodem. W 2015 roku, dragi wpędziły Scotta do grobu, (Duff nazwał to swoją największą porażką), a wieko od trumny zamknęło się również na amen, jeśli chodzi o projekt VR. Nie trzeba było już mydlić oczu opinii publicznej, że ten zespół nie zakończył działalności, że kolejne przesłuchania następców Weilanda trwają, tym bardziej że na horyzoncie pojawiło się wybawienie. Do Slasha zadzwonił Axl.
Po tym jak pod koniec lat 90-tych, Rose został opuszczony przez swoich dwóch kompanów, u jego boku trwał jedynie Dizzy Reed, który dołączył do GNR w 1990 roku. Kolejną tak trwałą relację nawiąże Axl dopiero od 2001/2002 roku (biorąc pod uwagę te które przetrwały do dziś) gdy zatrudni w swoim zespole Richarda Fortusa, któremu niebawem stukną dwie dekady, jak został Gunsem. Przed długi czas wydawało się, że Axl ma plan. Ten plan zakładał pokazanie światu, że istnieje życie po Slashu i Duffie a jego realizacja trwała... również 20 lat. Rose albo znikał z życia publicznego, albo udowadniał wszem i wobec, że nie potrzebuje atencji mediów, a nawet pieniędzy z wytwórni, by skończyć swoje wieloletnie opus magnum, zwane Chinese Democracy. Zasłynął w międzyczasie przedziwnymi zachowaniami, dotyczącymi zatrudnianych czy zwalnianych ludzi oraz metod i etyki pracy, prezentując przy tym sobie jedynie znany kalendarz działań. Stał się niezrozumianym geniuszem albo wariatem, na którego patrzono z politowaniem, opinie były skrajne, jak emocje, które nim targały. Nie było wiadomo, czy zamierza w ogóle pokazać światu swój finalny produkt. Jedyne co wyraźnie dało się zauważyć to fakt, że Axl robił wszystko po swojemu, na przekór światu, utartym schematom i stereotypom. W 2008 roku, przedstawił go jednak, po czym wyraźnie niezadowolony z niektórych efektów, odmówił promowania albumu w mediach.
W roli Duffa sekundował mu przez kilkanaście lat basista Tommy Stinson, nazywany Generałem, z którym jak można przypuszczać miał specyficzną relację, ale na pewno pełną kreatywnych emocji. Jak sam przyznał, Slasha nie udało mu się nigdy zastąpić, na jego miejsce zatrudniał więc wielu gitarzystów, przyjaciół z dawnych lat jak Paul Huge alias Tobias, mistrzów techniki jak Buckethead czy Bumblefoot, czy stylizacyjnie podobnych do byłego kudłatego kumpla jak Dj Ashba. Koniec końców, wszyscy zostali zwolnieni lub odeszli, a został jedynie Fortus, który, może i przypadkiem, ale wyrósł na znakomitego łącznika, pomiędzy old a new GNR. (Ironią oczywiście pozostaje jego fizyczne podobieństwo do Stradlina, przy zachowaniu niezwykłej etyki pracy i techniki, za którą Richard jest zewsząd chwalony).
Zanim Axl wykonał telefon do swojego dawnego gitarzysty, w latach 2014-15, świat nie mógł przewidzieć jakie myśli zaczęły kłębić się w jego głowie. Tak jak kiedyś (nieudolnie) próbował pogrzebać Appetite, tak wówczas postanowił zakopać, może nie bardzo głęboko, Chińszczyznę. Ostało się kilka numerów z tej płyty, o których granie, co ciekawe, dopominali się sam Slash z Duffem, ale jednak istnieje wrażenie, że po 20 latach walki ze sztormem reunionu (wielu ludzi naciskających z boku, żeby zszedł się z byłymi kolegami) sternik Rose, wreszcie poddał się i pogrzebał swoje opus magnum. Najwyraźniej doszedł do wniosku, podobnie jak dwaj kumple, którzy przystali na jego propozycję, że oni we trzech, są po prostu na siebie skazani.
Krótko podsumowując, Slash z Duffem podjęli próbę zastąpienia Axla innym frontmanem (jak to się mówiło, VR to prawie GNR minus Axl), Rose z kolei wziął na siebie cały ciężar nazwy GNR i tym co się z nią wiąże, a także próbę personalnego zastąpienia byłych kumpli (zwłaszcza Slasha). Finalnie, wszyscy porzucili powyższe pomysły na rzecz tworu zwanego regroupem.
Niech każdy z nas oceni te próby samodzielnie, starając się o względny obiektywizm. Nie chodzi tu bowiem o porównanie, kto był lepszy, kto osiągnął więcej, tylko o to, czy Wielka Trójka może istnieć bez siebie, czy dla któregokolwiek z jej członków, jest to po prostu opłacalne.