Autor Wątek: Guns N’ Roses "on the road" - na podstawie artykułu z 5 września 1991  (Przeczytany 3854 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3521
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3618
Guns N’ Roses "on the road" - na podstawie artykułu z 5 września 1991 


Żaden zespół od czasów Sex Pistols nie budził tyle kontrowersji co muzycy Guns N’ Roses. Odkąd pewnego dnia wychynęli z jakiejś zatęchłej dziury na Sunset Strip i dali się poznać szerszej publiczności (ich debiutancki album, „Appetite for Destruction”, w rok po wydaniu wspiął się na pierwsze miejsce listy najlepiej sprzedających się krążków), niestrudzenie pakują się w tarapaty. Napisali piosenkę, która stanęła ością w gardle czarnoskórym i osobom homoseksualnym, a także kilka kawałków, które doprowadziły do furii feministki. Jedna z nich przeklinała nawet w telewizji!



Jeden z Gunsów został aresztowany za oddanie moczu w kuchni na pokładzie samolotu. Wszyscy zażywali narkotyki. Mnóstwo narkotyków. Pili jak szewcy. Co poniedziałek krążyły pogłoski, że któryś z nich przedawkował. Nikt nie był pewien, czy będą żyli na tyle długo, żeby nagrać kolejny album.

Potem jednak – swoim zwyczajem, chciałoby się powiedzieć – zrobili coś, czego nikt się nie spodziewał: doprowadzili się do porządku, rozwiązali trochę osobistych problemów i powrócili do studia. Naturalnie, były potknięcia, ale wszystko wydawało się być na jak najlepszej drodze. W maju 1991, kiedy dwa nowe albumy („Use Your Illusion I” oraz „Use Your Illusion II”) były już praktycznie na ukończeniu, Gunsi wyruszyli w trasę koncertową. Nim minął tydzień, znowu zrobiło się o nich głośno. Każdego dnia pojawiały się doniesienia o burdach, skandalach, problemach z prawem.
Czy Guns N’ Roses przetrwa? Czy chce przetrwać? Dzisiaj wszyscy zadają sobie jedno pytanie: czy najbardziej niebezpieczny zespół świata dąży do samozagłady?       


Los Angeles, 18 maja, godzina 18:00

Za cztery dni Guns N’ Roses ma wyruszyć do Wisconsin, gdzie rozpocznie się trasa koncertowa. Mimo to lider zespołu, znany z huśtawek nastrojów, wydaje się niewiarygodnie spokojny. Zadzwonił do mnie i zaproponował, żebyśmy poszli „na hamburgera, albo coś w tym rodzaju”.

Spotykamy się w lokalu urządzonym w stylu lat pięćdziesiątych, o nazwie The Burger That Ate L.A. Axl Rose pojawia się, ubrany w krótkie spodenki, spersonalizowane trampki i lekką, czarną marynarkę. Wybiera stolik na zewnątrz, a potem zamawia hamburgera, czekoladę i chipsy o smaku chilli. Czekając, aż zostanie obsłużony, wodzi wzrokiem za każdą atrakcyjną kobietą, która akurat przechodzi obok. Zauważywszy, że przyglądam się tym zabiegom, uśmiecha się, skrępowany, i wyjaśnia, że od pewnego czasu lubi obserwować kobiety. Wcześniej budziły w nim one głównie złość.   

„Wiem, na czym polega mój problem”, mówi. „Mój związek z Erin (Everly, pierwsza żona Rose’a – przyp. red.) był bardzo burzliwy. Projektowałem własne negatywne odczucia na innych ludzi. Pociągały mnie osoby o takich samych problemach. To nie było dla mnie dobre”.

Rose długo starał się dojść do ładu z samym sobą. Przechodzi terapię, kiedyś spędzał na sesjach nawet pięć godzin dziennie, przez pięć dni w tygodniu.

„Teraz czuję się znacznie lepiej”, wyznaje. „Nie opanowałem jeszcze sztuki radzenia sobie ze stresem; podobno to wina sposobu, w jaki zostałem wychowany. Ogólnie rzecz biorąc, moja rodzina zwalczała u mnie wszelkie próby stworzenia czegoś. Muzyka była moją formą buntu. To dzięki niej nie trafiłem do więzienia” („No, mniej więcej”, dodaje z uśmiechem).

„Muszę nauczyć się wszystkiego od początku, ale to nie może stać się z dnia na dzień. Co się tyczy mojej seksualności i stosunku do kobiet… powiedzmy, że miałem dosyć traumatyczne dzieciństwo. Tamte przeżycia utkwiły w mojej podświadomości i wpływały na późniejsze postępowanie. Pod wpływem pewnych trudnych sytuacji zmieniłem się na niekorzyść”.

Mimo że oczekiwanie na nowy album wydaje się trwać w nieskończoność (poprzedni krążek Guns N’ Roses, „Lies”, ukazał się w 1988 roku), poważniejsze prace nad nowym materiałem rozpoczęły się zaledwie zeszłej jesieni. Tak długa przerwa może wynikać stąd, że kiedy muzycy, którzy spędzili dużo czasu, koncertując, stają nagle przed drzwiami własnego domu, powrót do normalnego życia wcale nie musi być bezbolesny. Dla Gunsów taki moment nadszedł jesienią 1988 roku, po tym, jak przygoda z Aerosmith i ich Permanent Vacation Tour dobiegła końca.       

„Trasa skończyła się i nagle zapadła cisza”, opowiada Slash. „Zaczęło się normalne życie: przeprowadzki, kupowanie samochodów i ubrań, tego typu rzeczy… Byliśmy cholernie nieszczęśliwi! To było dołujące”.

Wkrótce pojawiły się narkotyki i alkohol. Członkowie zespołu zaczęli się od siebie oddalać, izolować. Na początku 1990 roku niemal wszyscy doprowadzili się do ładu na tyle, żeby móc nagrywać, i weszli do studia. Jednak wszelkie próby przemówienia do rozsądku perkusiście, Stevenowi Adlerowi, spełzły na niczym. Latem 1990 zapadła niełatwa decyzja o wyrzuceniu Adlera. Do zespołu dołączyli pałkarz Matt Sorum oraz klawiszowiec Dizzy Reed i jesienią wydawało się, że prace nad albumem wreszcie ruszą pełną parą. Nagrano wszystkie partie instrumentalne, brakowało tylko wokalu. Ale kiedy 21 kawałków było już zmiksowanych, niezadowoleni z efektów muzycy postanowili zwolnić inżyniera dźwięku, Boba Clearmountaina, i rozpocząć wszystko od nowa z Billem Price’em.

Rose utrzymuje, że nie było żadnego spóźnienia – po prostu wytwórnie płytowe zbyt optymistycznie określiły terminy.

„Ci ludzie chcą dostać materiał najszybciej, jak tylko się da”, mówi Rose. „Potrzebują go i tyle. Ja jestem taki sam, ale lubię też, żeby wszystko było zrobione dobrze, a nie na chybcika. Chcieliśmy stworzyć coś dla nas samych; coś, co miałoby określone znaczenie”.

Zawartość „Use Your Illusion” zaszokuje fanów, którzy spodziewają czegoś jeszcze bardziej wybuchowego niż „Appetite for Destruction”. Odmienność stylistyczna piosenek jest zdumiewająca: mamy tu industrial-cyberpunk („My World”), ballady fortepianowe à la Elton John („Estranged” i „November Rain”), kilka kawałków w stylu Stonesów („Dust N’Bones i „14 Years”), psychodeliczny „The Garden”, a wreszcie „Get in the Ring”, dedykowany wszystkim (wymienionym z nazwiska) dziennikarzom muzycznym, którzy w czymś Gunsom podpadli. 

„Chcemy zdefiniować nas samych”, mówi Rose. „«Appetite» było czymś w rodzaju kamienia węgielnego, na którym wszystko się opiera. To nasze fundamenty. Teraz budujemy na nich coś nowego”.     


The Spectrum, Filadelfia, 13 czerwca, godzina 2:00

Ostatnim razem, kiedy Gunsi zagrali w Spectrum, Rose wdał się w bójkę z parkingowymi, którzy nie chcieli go wpuścić na własny koncert. Axl nie zapomniał o tym – na scenie wzmiankuje tamten incydent. Mimo to koncert przebiega bez większych problemów, jeśli nie liczyć faktu, że w połowie „Welcome to the jungle” Rose przerywa na chwilę piosenkę i beszta nazbyt rozzuchwalonych fanów.

Po zejściu ze sceny muzycy udają się do przebieralni, w której ktoś zapalił świece, i relaksują się w towarzystwie przyjaciół. Z głośników dobywają się piosenki AC/DC, Led Zeppelin i Queen. Rose siedzi na podłodze, ze skrzyżowanymi nogami, a jego narzeczona, modelka Stephanie Seymour, masuje mu plecy. Duff McKagan, oparty o automat do gry, gawędzi z kimś z obsługi. Slash wpada na chwilę, rozgląda się wokół, stwierdza, że nie ma ochoty na towarzystwo, i postanawia od razu wrócić do Nowego Jorku. Matt Sorum i Dizzy Reed dwoją się i troją, zabawiając kobiety w mocnym makijażu i skąpym odzieniu.
Izzy Stradlin swoim zwyczajem jest nieosiągalny. Znacznie łatwiej jest spotkać jego psa, łagodnego z usposobienia owczarka niemieckiego, który zawsze ma wstęp za kulisy. To, jak Izzy spędza czas wolny, zastanawia jego kolegów z zespołu. Właściwie widują go jedynie na scenie.

„Celem Izziego”, mawia Rose, „jest status Mr. Invisible”.

Pewnego dnia, w okolicach wydania „Appetite for Destruction”, Izzy trafił do aresztu, ponieważ nie chciało mu się czekać w długiej kolejce do toalety i postanowił oddać mocz w kuchni na pokładzie samolotu. Tamto wydarzenie zaowocowało kosmiczną karą pieniężną, notkami w mnóstwie gazet i dosyć krępującym przezwiskiem, hojnie nadanym przez złośliwych kolegów z zespołu: Whizzy.

Dzisiaj Stradlin nie pije, a jego wypowiedzi są wyważone i błyskotliwe. Jako jedyny członek zespołu prowadzi w miarę normalne życie. Czas pomiędzy wydaniem jednego a drugiego albumu spędził, podróżując. Był w Niemczech, Hiszpanii i Anglii, odwiedził też Paryż i Amsterdam. Twierdzi, że możliwość podróżowania jest najbardziej pozytywnym aspektem odniesionego sukcesu; dorównuje jej tylko poznanie Rolling Stonesów („To było wspaniałe!”). Bez całej reszty Izzy mógłby się obejść – włącznie z narkotykami, które w najwcześniejszym okresie istnienia zespołu były tak wszechobecne.

Stradlin twierdzi, że na ostatniego drinka pozwolił sobie półtora roku temu. Miał wtedy znakomite towarzystwo – Keitha Richardsa i Rona Wooda.

„Kiedyś robiliśmy mnóstwo absurdalnych rzeczy”, mówi, „ale nie tęsknię za tamtymi czasami. Nie wiem, do czego mógłbym porównać wymiotowanie przez drzwi pędzącego z prędkością 100 kilometrów na godzinę autokaru”.

Basista Duff McKagan, punkowy akcent w Guns N’ Roses, ma problem z własnym wizerunkiem.

„Największą bzdurą, jaką kiedykolwiek o mnie napisano”, twierdzi, „było to, że jestem kimś w rodzaju pijaka, który wszystko ma w nosie”.

Mimo że nadal zdarza mu się upić, ma już za sobą czasy, kiedy wypijał ponad dwa litry wódki na dzień.
Kilka lat temu, kiedy przyszłość Guns N’ Roses stała pod znakiem zapytania, McKagan przeżył ciężkie chwile. Dziś powtarza, że brak pewności co do tego, czy zespół przetrwa, była jedną z przyczyn jego choroby alkoholowej. Kiedy sprawy przybrały bardziej korzystny obrót, McKagan nie tykał butelki przez 71 dni z rzędu. Dziś ma nadzieję, że w przyszłości uda mu się całkowicie wyjść z nałogu.

„Kiedy na świat przyjdą moje dzieci, rzucę picie na zawsze”, mówi. „Nie chcę zachowywać się tak, jak mój ojciec, k***a. Podjąłem tę decyzję już jako siedmiolatek”.

Czasami McKagan zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i mogłoby się wydawać, że nie grzeszy nadmiarem rozsądku. Nic bardziej mylnego! Duff ma sporo oleju w głowie. Był wzorowym uczniem, zanim porzucił liceum na rzecz kariery i wyruszył w trasę z różnymi zespołami punkowymi. W tamtym okresie otwierał koncerty muzyków kalibru Black Flag czy Dead Kennedys. W przyszłości chciałby nadrobić braki w wykształceniu.

„Zasięgnąłem już porady”, mówi. „Musiałbym zapisać się na rok do liceum. Jeżeli wszystko pójdzie gładko i uzyskam wysokie oceny, być może uda mi się dostać na Harvard. Zdaje się, że tam lubią kolorowe postacie”.


The Royalton Hotel, Nowy Jork, 16 czerwca, godzina 1:00

Rose zorganizował dla całego zespołu kolację. Około dziesiątej wieczorem muzycy Guns N’ Roses i ich obstawa wyruszają do lokalu o nazwie Old Homestead, gdzie raczą się szampanem, stekami i langustami za 3000 dolarów. Wszyscy z wyjątkiem Slasha. Axl chciał, żeby to był zwyczajny wypad paczki przyjaciół, ale Slash najwyraźniej potraktował zaproszenie jak rozkaz i postanowił zbojkotować kolację. 

Nietrudno jest trafić do pokoju Slasha – wystarczy wsłuchać się w dobiegające zza drzwi dźwięki „One” Metalliki. Slash staje na progu. Ma mokre włosy, a na sobie krótkie spodenki.
„Naprawdę nie wiem, o czym mielibyśmy rozmawiać”, mówi.

Z usposobienia jest introwertykiem, który kryje się za włosami, ponieważ nie chce, żeby patrzono mu w oczy. Ale jeśli komuś uda się zburzyć mur, jakim się otacza, Slash staje się towarzyski. Ma poczucie humoru i cięty język, a ci, którzy ostatnio mają sposobność z nim rozmawiać, doceniają jego rozsądek.

Na początku 1990 roku pijany Slash ożywił nudną ceremonię wręczania American Music Award swoim „soczystym” przemówieniem. Dzisiaj użyłby już bardziej wyważonego języka.

„Z całą pewnością nie jestem aniołem”, twierdzi, „ale wiem, że nie mogę znów zacząć ćpać. To nie dla mnie. Ten, kto bierze, odcina się od świata, tymczasem my wszyscy – ja, Axl i Duff – mamy mnóstwo roboty. A kiedy jest coś do zrobienia, zakasujemy rękawy i po prostu to robimy”.

Wydaje się, że Slash zaakceptował już wybuchające od czasu do czasu kłótnie z Axlem. Dzisiaj traktuje panujące między nimi napięcie jako zło konieczne, iskrę, która rozpala ogień ich twórczej współpracy. Z drugiej strony, nie łudzi się, że jego przygoda z zespołem będzie trwała wiecznie.

„Kocham ten zespół całym sercem, k***a”, zwierza się. „Pewnego dnia to wszystko się skończy. Trasa koncertowa dobiegnie końca, wszyscy będą mieli w nosie kolejny album… ale ja nadal będę grał z ludźmi, z którymi uwielbiam grać. A potem po prostu zabierzemy się do pracy nad następnym krążkiem. Nie wydaje mi się, żeby istniało coś, co naprawdę może nas rozdzielić”.

„Czasem pytam siebie: «Po co ja to, k***a, robię?». Ale potem rozglądam się dokoła i nie widzę żadnego miejsca, do którego mógłbym uciec. Tkwimy w tym już bardzo długo i gdyby pewnego dnia to się skończyło, gdybyśmy mieli zacząć kariery solowe, czulibyśmy się naprawdę zagubieni. Bo to już nie byliby Gunsi. I żaden z nas nie potrafiłby osiągnąć czegoś podobnego. Axl ma ogromną charyzmę, jest jednym z najlepszym wokalistów na świecie. To zasługa jego osobowości. Tak, on mógłby coś zdziałać samodzielnie. Tym, co naprawdę mnie przeraża, jest myśl, że gdyby pewnego dnia zespół się rozpadł, nie zdołałbym stać się nikim innym, jak tylko byłym gitarzystą Guns N’ Roses. Czasem czuję się tak, jak gdybym zaglądał we własną duszę”.     
 
Gitarzysta ma też innym powód do zmartwienia. Wie, że przeobrażenie się Gunsów z przymierających głodem młodych ludzi w bogatych gwiazdorów nie przysłużyło się ich wizerunkowi.

„Jimi Hendrix powiedział, że im więcej zarabiasz, tym więcej bluesa możesz grać”, opowiada Slash. „Nie znoszę, kiedy ktoś przychodzi do mnie i mówi: «Teraz, kiedy zostałeś gwiazdą rocka, jesteś bogaty i rozpuszczony». P***rz się! Żyliśmy w bagnie, w warunkach, w których normalni ludzie nie wytrzymaliby nawet dwóch minut. Ciężko harowaliśmy, żeby znaleźć się tu, gdzie jesteśmy, i wciąż ciężko harujemy. Moje przyzwyczajenia nie zmieniły się, nadal chodzę po ulicach bez grosza w kieszeni”.


Nassau Coliseum, Uniondale, Nowy Jork, 17 czerwca, godzina 23:10

„Przepraszam za spóźnienie”, odzywa się Axl Rose. Właśnie wysiadł z helikoptera, którym z dwugodzinnym opóźnieniem dotarł na koncert.

„Wiem, że to g***o”, mówi do osiemnastu tysięcy fanów, którzy przez cały ten czas czekali na pojawienie się zespołu. „Jeżeli zgadzacie się z tym, napiszcie do Geffen Records list i poproście, żeby zerwali ze mną współpracę!”.

Koncert otwiera „Mr. Brownstone”. Pod koniec piosenki Rose znowu zwraca się do tłumu: „Niebawem ukaże się Rolling Stone z nami na okładce. Zróbcie mi przysługę: nie kupujcie go. A jeżeli koniecznie chcecie go przeczytać, ukradnijcie ten numer”.

To nie koniec. Axl jest wyraźnie rozdrażniony, a kiedy wpada w złość, zawsze wyostrza mu się pamięć. Wspomina sesję zdjęciową z Herbem Rittsem, która odbyła się poprzedniego dnia (Rose nie chciał uczestniczyć w sesji w przeddzień koncertu, ale nie pozostawiono mu wyboru, ponieważ był to jedyny wolny dzień w napiętym grafiku Rittsa – przyp. red.), po czym cofa się pamięcią do roku 1988, kiedy to miała miejsce pierwsza sesja Gunsów do Rolling Stone (fotograf przetrzymał ich wówczas w barze dla motocyklistów aż do świtu, mimo że mieli zaplanowany koncert).

Mówi się, że nie zna Axla Rose’a ten, kto przynajmniej raz nie miał ochoty posłać go do diabła. Jednak osoby, które znają go naprawdę dobrze, rzadko miewają taką pokusę. Dlaczego? Bo każdy, kto spędził z nim trochę czasu, wie, że za jego gniewem, prowokacyjnymi wypowiedziami i pretensjami do całego świata kryje się walka z samym sobą, nikim innym.

„Sądzę, że wściekam się, bo jest we mnie jakiś rodzaj lęku, związanego z moimi słabościami”, wyznaje Rose. „Każdy ma swoje słabości. Moje objawiają się w tym, co robię. Obojętnie, czy chodzi o śpiewanie, bieganie, pozowanie do zdjęć. Zresztą żadna z tych rzeczy, poza śpiewem, nie rodzi się w sposób naturalny”.

„Kiedyś rzucałem to, co robiłem, po trzech dniach”, dodaje. „I nie, nie przesadzam. Ale dzisiaj? Co mógłbym robić? Pojechać do Paryża i pisać wiersze? Pracować na stacji benzynowej? Nie raz byłem gotów się tego podjąć, ale potem coś się we mnie łamało i mówiłem sobie: «Ok., dasz radę». Moja złość w dużej części bierze się z tego, że ja po prostu potrzebuję czasu, a ciągle ktoś na mnie naciska – czy to w sprawie sesji fotograficznych, czy to z powodu wywiadów”.

Osoby z otoczenia Axla zarzekają się, że dzięki terapii Rose poczynił wielkie postępy. Przede wszystkim pokonał depresję, z powodu której miewał w przeszłości myśli samobójcze.

„Przez ponad dwa lata”, mówi, „żyłem w czarnym pokoju. Z czarnymi zasłonami, czarną podłogą, czarnymi ścianami. Zawsze wydawało mi się, że właśnie tego chciałem. Czasem to było fajne, ale czasem zmieniało się w koszmar. Po tych dwóch latach zacząłem pracować nad sobą i poszukiwać odpowiedzi, bo dalsze życie naprawdę nie miało dla mnie sensu. Dzisiaj wreszcie zaczynam dostrzegać dla siebie jakieś miejsce. Mimo że nie było łatwo, wiem, że zacząłem żyć naprawdę. Ale kiedy wyruszamy w trasę, mam wrażenie, że wkraczam na pole bitwy”.


St. Louis, 2 lipca

Guns N’ Roses wychodzi na scenę i Rose z miejsca zauważa irytujące zaniedbania ze strony ochrony. Widzi, jak jeden z ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo popycha fana. Dostrzega mnóstwo butelek i aparatów fotograficznych; niektóre butelki lądują na scenie, dwie trafiają w McKagana.

W pierwszym rzędzie gang motocyklistów sieje popłoch wśród publiczności. Jeden z nich wszczyna awanturę, wykrzykuje imię Axla i stara się zwrócić na siebie jego uwagę. Rose spostrzega, że motocyklista robi zdjęcia, i prosi ochronę, żeby odebrała mu aparat, a kiedy to nie następuje, nurkuje w tłum, żeby samemu zrobić z tym porządek. Podczas gdy szarpie się z motocyklistą, ktoś z ochrony rzuca się na niego. W odpowiedzi Rose uderza go pięścią. Ochroniarze wyciągają Axla z tumultu i pomagają mu wrócić na scenę.

Axl, który zgubił w zamieszaniu szkło kontaktowe, nie widzi tak, jak powinien. Poza tym do furii doprowadza go myśl, że został fatalnie potraktowany przez ludzi, którzy mieli go ochraniać. Wzburzony, schodzi ze sceny, a reszta zespołu idzie w jego ślady. Dziesięć minut później rozbłyskują światła. Fani zaczynają demolować wszystko, co mają pod ręką. Muzycy proponują, że wznowią przerwany koncert, ale ponieważ sytuacja wymknęła się już spod kontroli, ktoś radzi im, żeby opuścili obiekt.

Policja przez długie godziny próbuje uspokoić wzburzony tłum. Bilans to 60 rannych, 16 aresztowanych, szkody szacowane na 200 tysięcy dolarów i zniszczenie większej części sprzętu zespołu.


Dallas, 8 lipca

Podminowany wizją zaprezentowania się dwudziestu tysiącom pijanych Teksańczyków, po raz pierwszy od czasu zamieszek w St. Louis, Rose i tym razem zalicza dwugodzinne spóźnienie. Tuż po wejściu na scenę wypowiada następujące słowa: „Trudno zrozumieć, z jakiego powodu nadal wychodzimy na scenę, bo bywa to co prawda przyjemne, ale czasem musimy wykrzesać z siebie całą naszą p****ą energię, żeby tu przyjść i zrobić to, co należy”.

„W ostatnich dniach oglądałem CNN i czytałem bzdury, jakie wypisuje się w gazetach w St. Louis na temat tego, jakobym podżegał tłum. Są tam również informacje typu: «W zespole jest też były ćpun; ktoś widział, jak Axl Rose prowadzi jeepa, a jednocześnie wykrzykuje przez okno sprośności pod adresem byłej żony». Jaki to ma związek z St. Louis?”

„Zdałem sobie sprawę z tego, że nie liczy się to, co zrobimy wieczorem, czy zagramy dobrze, czy źle. I tak znajdzie się dziennikarz, który z jakiegoś powodu nie będzie zadowolony z koncertu, a potem napisze artykuł nie na temat i zamieści w nim stek bzdur. I chociaż to nie odbije się ani na Dallas, ani – mam nadzieję – na mnie, to z pewnością nie przysłuży się temu, co nazywamy rock ‘n’ rollem.
Kim są ludzie, którzy przychodzą na koncerty i czytają to g***o? Mają po 40 albo 50 lat, jedzą płatki kukurydziane i piją kawę. Nie twierdzę, że wszyscy, którzy osiągają pewien wiek, to skur***y. Takie jest życie: każdy się zestarzeje, jeżeli wcześniej nie umrze. Ale nie możesz odmawiać młodym ich praw tylko dlatego, że jesteś stary. Masy ludzi czyta w prasie bzdury na nasz temat, a potem z powodu tych bzdur wścieka się na dzieci, które kochają Guns N’ Roses”.

„Dlatego pytam: «Na co to wszystko, k***a?». Otóż powiem wam, na co. Robimy coś, co w Ameryce umiera. Albo nie wypływa na szerokie wody i nie osiąga sukcesów na miarę Gunsów. My po prostu korzystamy z wolności słowa. Bo w gruncie rzeczy tym właśnie jesteśmy. Guns N’ Roses jest idealną ilustracją wolności słowa, k***a!”.



Artykuł na podstawie wywiadu Kim Neely, opublikowanego w magazynie „Rolling Stone” 5 września 1991 roku

Źródło: http://www.rollingstone.it/musica/interviste-musica/speciale-anni-90-guns-n-roses-follie-on-the-road/2016-08-11/#LosAngeles

Tłum. i oprac.: naileajordan
« Ostatnia zmiana: Marca 26, 2017, 09:07:33 pm wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8667
  • 17000 postów
  • Respect: +4385
Odp: Guns N’ Roses "on the road" - na podstawie artykułu z 5 września 1991
« Odpowiedź #1 dnia: Marca 26, 2017, 11:09:48 pm »
+2
mamy mocnego kandydata do odkrycia roku w najach siedemnascie :)

a artykul zawiera sporo jasnowidzenia, ciekawa lektura

Cytuj
Izzy Stradlin swoim zwyczajem jest nieosiągalny. Znacznie łatwiej jest spotkać jego psa, łagodnego z usposobienia owczarka niemieckiego, który zawsze ma wstęp za kulisy.

to moze byc ten, bo zdjecie pochodzi chyba z 92



jedna uwaga:

Cytuj
Mój związek z Erin (Everly, pierwsza żona Rose’a – przyp. red.)

po prostu zona, bo nie bylo drugiej  ;)
« Ostatnia zmiana: Marca 26, 2017, 11:12:10 pm wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3521
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3618
Odp: Guns N’ Roses "on the road" - na podstawie artykułu z 5 września 1991
« Odpowiedź #2 dnia: Marca 27, 2017, 10:14:03 am »
0
Dziękuję za dobre słowo. I zdjęcie psa. :)

Co do żony - całkowita racja. Zbyt pochopnie to przetłumaczyłam.
Swoją drogą, podejrzewam, że kiedy powstawał ten artykuł, spodziewano się, że Axl poślubi Seymour nie tylko w teledysku.  ;)
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • One In A Million
  • *****
  • Wiadomości: 5056
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1714
Odp: Guns N’ Roses "on the road" - na podstawie artykułu z 5 września 1991
« Odpowiedź #3 dnia: Marca 27, 2017, 10:42:12 am »
+1
Ej... bo mi się te długie artykuły do przeczytania już walają w ulubionych a nie mam tego kiedy przeczytać... tzn. Dzięki wielkie  :P
...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.
GNR
Warszawa 15.07.06, Praga 27.09.10, Rybnik 11.07.12, Gdańsk 20.06.17
Slash
13.02.13, 12.02.19, 16.04.24

 

4 powody, dla których nowy album Guns N' Roses odniósłby wielki sukces

Zaczęty przez naileajordan

Odpowiedzi: 0
Wyświetleń: 2319
Ostatnia wiadomość Sierpnia 02, 2018, 05:51:55 pm
wysłana przez naileajordan