Ryan Roxie: „Ja i Slash świetnie do siebie pasowaliśmy” Wywiad z 16 marca 2017 Zawsze zadaję muzykom pewne pytanie. Oto ono: w którym dokładnie momencie uświadomiłeś sobie, że chcesz zostać muzykiem rockowym? Miałem to szczęście, że uświadomiłem sobie, co tak naprawdę mnie uszczęśliwia (czytaj: granie na gitarze!), w bardzo młodym wieku. „Zdecydowałem”, że moim przeznaczeniem jest rock and roll, kiedy miałem pięć lat, ale poważniej podszedłem do tego w wieku lat jedenastu. Szczerze mówiąc, nie ma znaczenia, w jakim jesteś wieku, kiedy dociera do ciebie, że muzyka jest czymś więcej niż zwykłym hobby… jeżeli lubisz to robić i to cię uszczęśliwia, rób to i kropka.
Swego czasu miałem okazję przeprowadzić wywiad z Kerim Kellim. Grałeś z nim w Dad’s Porno Mag i Slash’s Snakepit. Co myślisz o nim jako o muzyku? Tak… bębniarz Dad’s Porno Mag (obecnie w Tiger Army), Mike Fasano, i ja lubimy powtarzać, że „wymyśliliśmy” Keriego. Odkąd pojawił się z DPM, zaczęły spływać propozycje ze znanych zespołów. Keri, podobnie jak ja, utrzymuje się z muzyki… Obojgu nam naprawdę dopisało szczęście.
Masz własny zespół, Roxie 77. Co twoim zdaniem było dla niego głównym źródłem inspiracji? Myślę, że każdy powinien czerpać skądś inspirację. Nie można podążać do przodu, jeżeli się nie wie, skąd się pochodzi. Na Roxie 77 największy wpływ wywarli Beatlesi i Cheap Trick. Z domieszką indie rock.
Ty i Slash’s Snakepit nagraliście „Ain’t Life Grand”. Dla mnie to najlepszy album Slasha bez Guns N’ Roses. Jak współpracowało ci się z legendą kalibru Slasha i jak czułeś się w zespole? Dzięki za to, co powiedziałeś o „Ain't Life Grand”… uważam tak samo. Naprawdę myślę, że skład, który Slash zebrał do tego albumu, był świetny. Brak mi słów, żeby opisać klasę takich muzyków jak Johnny „Blackout”, Rod Jackson, Matt Laug, Teddy Zigzag i, oczywiście, Slash. Zawsze twierdziłem, że rewelacyjnie gra się ze Slashem, bo świetnie do siebie pasowaliśmy. Jego i moje partie gitarowe dopełniały się wzajemnie.
Pracowałeś także przy tworzeniu jednego z moich ulubionych albumów Gilby’ego Clarke’a, „Pawnshop guitars”. Jak pracowało ci się z Gilbym? Gilby jest moim przyjacielem od wielu, wielu lat. Zawsze szanowałem go za etykę pracy i to, jak umie organizować sobie koncerty. To jeden z najbardziej zapracowanych gości, jakich znam, a granie z nim zawsze jest fantastyczne.
Skoro mówimy o Slashu i Gilbym, to chciałbym poznać twoje zdanie na temat reunionu Guns N’ Roses. Czy sądzisz, że to faktycznie reunion, skoro brakuje Izzy’ego i Stevena? Ci, którzy nie dorastali z klasyczną piątką w składzie (Axl, Slash, Duff, Izzy, Steven), na pewno cieszą się, że zespół zszedł się na tyle, żeby znowu koncertować… ale musisz pamiętać, że ja widziałem Gunsów, którzy w latach osiemdziesiątych w Roxy w Los Angeles grali dla dwustu osób… to było coś niesamowitego… coś, co kazało człowiekowi wierzyć, że uczestniczy w czymś więcej niż zwykły koncert rockowy.
Wiem, że to bardzo trudne pytanie, ale czy mógłbyś wymienić pięć największych twoim zdaniem albumów w dziejach muzyki? Cheap Trick – „Cheap Trick”
Beatles - „Abbey Road”
Oasis - „Definitely Maybe”
Divinyls - „Desperate”
Mötley Crüe - „Too Fast for Love”
Masz talent do tworzenia ciekawych melodii. W jaki sposób komponujesz? Czasami najpierw tworzę riff, czasami słowa… cokolwiek rodzi się jako pierwsze, musi utkwić w mojej głowie na dłużej.
Kolejny świetny projekt na twoim koncie to Casablanca. Ostatni album zespołu ukazał się w 2014. Co dzieje się tam obecnie? Macie jakieś plany na przyszłość? Naprawdę strasznie się cieszę, że brałem w tym udział. Nagrałem z nimi dwie pierwsze płyty („Apocalyptic Youth” i „Riding a Black Swan”). To było cudowne doświadczenie i sądzę, że fanom rocka albumy przypadły do gustu. W ciągu ostatnich paru lat ciągle byłem w trasie i nie miałem czasu dla tej kapeli… Kto wie, może w przyszłości jeszcze coś nagramy, ale na razie gram z Alice Cooperem i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
W twojej muzyce wyraźnie wyczuwam wpływy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych… Jakie jest twoje ulubione dziesięciolecie w dziejach rocka? Zdecydowanie lata siedemdziesiąte… Powiem dokładniej: rok 1977!
Masz na swoim koncie współpracę z legendą kalibru Alice Coopera. Wszyscy znamy Alice jako muzyka. Ale jaki pan Furnier jest jako człowiek i szef? To świetny facet! Sprawia, że czujesz się jak gwiazda rocka, chociaż wszyscy wiemy, że to ON jest prawdziwą legendą. Poza tym uważam, że nie ma na świecie lepszego frontmana. Na scenie daje z siebie wszystko i wydobywa z innych muzyków to, co w nich najlepsze. Czy można pragnąć czegoś więcej?
Wyobraź sobie, że możesz wybrać czterech dowolnych muzyków (żyjących albo nie) i stworzyć z nimi własny zespół. Kogo byś wybrał? To byliby Dave Grohl na bębnach, Phil Lynott na gitarze basowej, Bon Scott na wokalu… Ja i Eric Dover gralibyśmy na gitarze. To dopiero byłby zaje****sty skład!
Ty i Electric Angels otwieraliście koncerty Dogs D’Amour i Temple Of The Dog. Co sądzisz o muzyce grunge? Uwielbiam grunge. Szczerze mówiąc, sądzę, że to ostatni ważny nurt w muzyce od wielu, wielu lat. Dumą napawa mnie fakt, że w latach osiemdziesiątych byłem częścią muzycznej sceny Los Angeles, ale narodziny grunge’u miały na mnie naprawdę duży wpływ.
Współpracowałeś z wieloma świetnymi muzykami. Czy któryś wywarł na tobie szczególnie duże wrażenie? Mam wielkie szczęście, że na przestrzeni lat mogłem grać z tyloma wybitnymi muzykami. Każdy z nich w ten czy innym sposób wywarł na mnie wpływ. No cóż… nie mówię tego, żeby się podlizywać, ale naprawdę uważam, że nikt nie porywa tłumów tak jak Alice Cooper… Jestem naprawdę dumny z tego, że z nim gram.
Na podstawie:
http://soundslikenew.wixsite.com/soundslikenew/single-post/2017/03/17/Interview-with-Ryan-Roxie-Alice-Cooper-Slash%C2%B4s-Snakepit (Dziękuję osobie, która parę dni temu przysłała mi link.)