Przed koncertem z 23 listopada w Rumunii Ron „Bumblefoot” Thal udzielił wywiadu lokalnej rozgłośni radiowej, Radio Romania Timisoara.
Mówił w nim między innymi o własnym rozwoju – zarówno jako muzyka, jak i człowieka.
„Mam więcej białych włosów [
śmiech]. Czy się rozwinąłem? A jak ludzie zazwyczaj się rozwijają? Im więcej upływa czasu, tym więcej rzeczy się uczymy. Rozwijamy się jako ludzie i ta zmiana odbija się na całej reszcie. Doświadczenia nas zmieniają, dlatego każdego dnia staram się nauczyć czegoś nowego. Trzeba przynajmniej próbować. Jeżeli chodzi o muzykę, to pierwsze skrzypce gra w tej chwili nasz basista. Kiedy jesteśmy młodzi, pędzimy przed siebie. Z czasem nauczyłem się zwalniać i teraz oddaję pałeczkę naszemu basiście”.
Jaką największą zaletą powinien się odznaczać gitarzysta rockowy? „Punktualnością [
śmiech]. To trudne pytanie. Największą zaletą każdego gitarzysty powinna być umiejętność grania z innymi muzykami w zespole i bycie częścią czegoś, co jest od nas większe. To nasz udział sprawia, że coś jest wyjątkowe. Jestem stworzeniem zespołowym, uwielbiam grać w zespole. Dlatego w moim przekonaniu największą zaletą gitarzysty jest dobre granie w dobrej kapeli”.
Co wyróżnia Rona jako gitarzystę? „Myślę, że każdy człowiek jest na swój sposób wyjątkowy. Każdy duch ma w sobie coś niepowtarzalnego. Co jest niepowtarzalnego w moim duchu? Nie wiem. Jesteśmy po prostu sumą naszych żyć. Sumą naszych inspiracji, naszych doświadczeń, naszego sprzętu [
śmiech]. Jesteśmy sumą muzyki, którą kochamy. Co sprawia, że jestem niepowtarzalny, inny? Jeżeli chodzi ci o szczegóły techniczne, to powiem, że na mały palec prawej ręki od trzydziestu lat nakładam ‘naparstek’, który pozwala mi wydobywać z gitary bardzo wysokie dźwięki. To coś w rodzaju ruchomego progu, który przesuwam tam, gdzie chcę”.
Jaki wkład Bumblefoot wniósł w album „Chinese Democracy” z 2008 roku? „Z pewnością gryfy bez progów i parę melodii… Wszyscy wnieśliśmy w ten album swój wkład. Nad jego stworzeniem pracowało wiele osób. Nie sądzę, żeby nad jakimkolwiek innym albumem – i nie mam na myśli tylko rocka, ale muzykę w ogóle – pracowało tyle różnych osób o tylu różnych stylach i przez tak długi czas. To wszystko złożyło się na powstanie arcydzieła. Tak, to arcydzieło. Wielką zaletą tego albumu jest delikatna równowaga pomiędzy mnóstwem różnych czynników. Caram Costanzo, z którym przy nagrywaniu partii gitarowych spędzałem po czternaście godzin dziennie, jest fantastycznym człowiekiem”.
A Art Of Anarchy (zespół, w którego skład wchodzą również wokalista Creed, Scott Stapp, oraz basista Disturbed, John Moyer)? „To interesujący projekt, podobnie jak Sons Of Apollo. W tego rodzaju grupach da się wyraźnie wyczuć twórcze wysiłki poszczególnych muzyków. Osobowości poszczególnych członków zespołu są bardzo silne i to jest dobre. Tak właśnie powinno być w zespole. To jak połączenie wielu wybornych składników, które razem dają jeszcze bardziej wyborny smak. Głos Scotta Stappa da się rozpoznać już po pierwszym słowie. Człowiek od razu wie, że to on. Melodie, jakie tworzy, są wspaniałe. Z kolei John Moyer to rewelacyjny groove – nowoczesny i rockowy. John jest naprawdę świetny w tym, co robi. Bracia Jon i Vince Votta? Wywodzą się ze starej, dobrej szkoły metalu i wszystko, co robią, jest przesiąknięte ich energią. Wspomnę także o George’u Martinie [producent płyt Beatlesów], który składa te wszystkie elementy – w tym moje partie gitarowe – w jedną całość. Piszemy razem mnóstwo materiału. Jestem przekonany, że razem tworzymy świetną mieszankę. Ja wnoszę moje dziwne kawałki, bracia Votta metalową energię, Scott Stapp melodyjny, świetnie brzmiący w radiu, rozpoznawalny głos, a John Moyer nadaje temu wszystkiemu bardziej nowoczesne brzmienie i odpowiedni groove. Myślę, że to działa. Zawsze działało. Album „The Madness” ukazał się w marcu 2017. Tytułowy kawałek wylądował na 23 miejscu amerykańskich list przebojów. To dobry wynik”.
Jaki są główne cele grupy Sons Of Apollo? „Chcemy pozostać sobą i nadal robić to, co robimy. To samo dotyczy Art Of Anarchy. Pięciu muzyków o silnych osobowościach łączy siły i tworzy coś naprawdę niezwykłego. W naszym materiale da się co prawda wyczuć wpływy jednostek, ale to wszystko przekłada się na niepowtarzalną całość. Bardzo łatwo rozpoznać gitarę basową Billy’ego Sheehana. To samo dotyczy perkusji Mike’a Portnoya. To on jest najlepszym z bębniarzy. Jeff Scott Soto, oczarował mnie swoim głosem, gdy tylko wysłuchałem „Rising Force” i „Marching Out”. To rewelacyjny wokalista i świetny chłopak. Dzięki niemu zżyliśmy się ze sobą. Moglibyśmy zamknąć się w jednym pomieszczeniu i powiedzieć: ‘Ok, nagrajmy album’. Po tygodniu i pół krążek byłby gotowy”.
Thal stał się członkiem Guns N’ Roses w roku 2006. Zajął miejsce Bucketheada. Grał z zespołem przez osiem lat, a w 2008 nagrał z nim „Chinese Democracy”.
W ciągu ostatnich 23 lat wypuścił ponadto dziewięć albumów solowych. Najnowszy z nich, „Little Brother Is Watching” (z roku 2015), ukazał się – jako klasyczna płyta CD oraz na winylu – nakładem wytwórni EMP Label Group, należącej do basisty Megadeth, Davida Ellefsona.
Debiutancki krążek Sons Of Apollo, „Psychotic Symphony”, pojawił się na rynku 20 października 2017. Został wypuszczony przez InsideOutMusic.
Źródło: