Rolling Stone, artykuł z 4 lutego 2020 Na początku tygodnia Guns N’ Roses ogłosili kolejną część reunionowej trasy.
Okazało się, że lato upłynie im na koncertowaniu na północnoamerykańskich stadionach.
Zespół grał już tam w roku 2016 i ponowna sprzedaż 60 tysięcy biletów na koncert mogłaby się wydawać nie lada wyzwaniem, Gunsi muszą jednak mieć jakieś powody, by myśleć, że popyt nadal jest duży.
Choć trudno w to uwierzyć, to będzie czternasta część trasy. Guns N’ Roses dotarli już do każdego zakątka planety. Wystąpili w Malezji, na Tajwanie, w Republice Południowej Afryki, Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Indonezji. W przyszłym miesiącu po raz wtóry pojadą do Ameryki Środkowej, a w maju po raz trzeci zawitają w Europie.
Gdyby organizatorzy zaczęli organizować koncerty na Księżycu, Antarktydzie czy sztucznych wysepkach u wybrzeża Chin, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zagraliby i tam.
Nieoficjalnie reunion rozpoczął się 1 kwietnia 2016 roku szybkim koncertem w Troubadourze w Los Angeles. Po ledwie kilku piosenkach Axl Rose złamał lewą stopę i gdy tydzień później w T-Mobile Arena w Las Vegas trasa rozpoczynała się oficjalnie, zaprezentował się na tronie, na którym rok wcześniej zasiadł Dave Grohl z Foo Fighters. Nie był to z pewnością wymarzony sposób na to, aby zainaugurować jedną z najbardziej wyczekiwanych tras w dziejach muzyki rockowej, jednak widmo Coachelli było coraz bliżej i zespół nie miał wielkiego wyboru.
Niejeden fan uznał, że Rose, który nie mógł męczyć się, biegając po scenie, wokalnie wypadł lepiej niż we wcześniejszych latach.
Nikt wówczas nie wiedział, ile potrwa reunion. Rose przez wiele lat krytykował Slasha, miał też w zwyczaju pojawiać się na scenie z opóźnieniem, co nieraz wywoływało wielki zamęt.
Jednak wbrew wszelkim przewidywaniom, odkąd ruszyła trasa Not In This Lifetime, nie spóźnił się ani razu. Nie pojawiły się też żadne tarcia pomiędzy nim a pozostałymi członkami zespołu. Trudno uwierzyć, jak wizja zarobienia setek milionów dolarów może zbawiennie wpłynąć na relacje międzyludzkie.
Setlista uległa od czasu koncertu w Las Vegas znacznym zmianom. Pojawiły się w niej covery „Black Hole Sun” i „Wichita Lineman”, a także takie kawałki jak „Shadow of Your Love”, „Locomotive” czy „Slither” z repertuaru Velvet Revolver.
Guns N’ Roses nie zapowiedzieli w związku z kolejną częścią trasy żadnych interesujących niespodzianek – jak chociażby wykonanie „Appetite for Destruction” w całości czy gościnny występ Stevena Adlera bądź Izzy’ego Stradlina. Nie wydali też choćby jednej nuty nowej muzyki, mimo że w rozlicznych wywiadach mamią wizją toczących się prac nad nową płytą.
Jeżeli jednak ta trasa cokolwiek udowodniła, to chyba to, że zespół może koncertować w nieskończoność albo jeszcze dłużej, grając stare kawałki, a ludzie i tak będą chodzić na koncerty.
Niecierpliwie czekamy na kolejne części trasy.
I kto wie, może w roku 2026 ruszy seria koncertów upamiętniających dziesiątą rocznicę reunionu.
Źródło