O tym, jak Blind Melon wyruszyli w trasę z GNR Greg Prato, artykuł z 9 czerwca 2020 Była wiosna 1993 roku.
Na krótko przed tym, jak debiutancki album otworzył im drogę do sukcesu, Blind Melon wyruszyli w trasę z Guns N’ Roses, którzy nadal promowali „Use Your Illusion”.
Wokalista Blind Melon, Shannon Hoon, niech ziemia lekką mu będzie, sporo zawdzięczał Axlowi.
Obaj pochodzili z Lafayette w Indianie. Po tym, jak Hoon przeprowadził się do Los Angeles, Rose wyciągnął do niego pomocną dłoń. Shannon użyczył głosu do przeboju „Don’t Cry”, a nawet pojawił się w niewiarygodnie popularnym klipie do tej niewiarygodnie popularnej piosenki.
W mojej poprzedniej książce, „A Devil On One Shoulder And An Angel On The Other: The Story Of Shannon Hoon and Blind Melon”, zamieściłem wywiady z wszystkimi żyjącymi członkami klasycznego składu Blind Melon. A także z ludźmi, którzy stali się naocznymi świadkami ekscesów, jakie towarzyszyły koncertom BM / GNR.
Te ostatnie trafiły później do rozdziału o tytule „Crammed in a Van Tour” (wcześniejszy rozdział, zatytułowany „Axl and Shannon”, zgłębiał tajniki przyjaźni obu wokalistów).
Oto wyimki z tejże książki:
Glen Graham (Blind Melon, perkusja): „Przyjęliśmy zaproszenie Guns N’ Roses. Pojechaliśmy z nimi w trasę i to było zaje***ste. I w pewnym sensie odmieniło nasze życie. Czuliśmy się dowartościowani, a publiczność przyjęła nas wtedy ciepło”.
Gilby Clarke (Guns N’ Roses, gitara): „Riki [Rachtman] powiedział: ‘Nie mogę uwierzyć, że kapela Shannona tak dobrze sobie radzi’. Ja na to: ‘Boże, to fakt!’”.
Lyle Eaves (Blind Melon): „[Shannon] uwielbiał prowokować. Kiedy mieliśmy otwierać koncerty Guns N’ Roses, poszedłem spotkać się ich ludźmi, których postrzegałem wówczas jako swego rodzaju herosów. Udałem się więc do biura i już miałem podać rękę ich producentowi, kiedy Shannon wszedł i po prostu mnie powalił. Świetne pierwsze wrażenie! Gdy był w pobliżu, zawsze coś się działo. Był tym typem człowieka, który najpierw działa, a potem myśli”.
Christopher Thorn (Blind Melon, gitara): „Nienawidziłem tych wieczorów, kiedy musieliśmy czekać na Axla, to był koszmar. Miałem przed oczami to, kim nie chcę być. Taką właśnie naukę wyciągnąłem dla siebie z tamtej trasy. Ludzie schodzili z drogi, kiedy Axl szedł korytarzem, a ja myślałem sobie: ‘Co jest, k***a? Przecież to tylko człowiek’. Nigdy nie zapomnę osób, które grały na korytarzu w ping-ponga, a potem nagle przerwały mecz i się odsunęły. Nie rozumiałem, dlaczego nie mogły grać. Jak gdyby bały się, że trafią Axla piłeczką. To było patetyczne. Pomyślałem, że nie chcę taki być.
Nie podróżowaliśmy z Gunsami w Stanach. Mieliśmy własną furgonetkę. Czasami chcieliśmy wyruszyć w drogę wcześniej, żeby spokojnie zdążyć do miejsca kolejnego koncertu, ale trzeba było czekać, aż Axl odleci helikopterem. To doprowadzało mnie do szału. Z drugiej strony, byłem bardzo wdzięczny, że możemy otwierać ich koncerty, a więc i grać dla tak licznej widowni”.
Rogers Stevens (Blind Melon, gitara): „Samolot! Lataliśmy MGM Grand [przy okazji koncertu Guns N’ Roses w Meksyku] i to była świetna zabawa. Traktowano nas jak prawdziwe gwiazdy. My, zazwyczaj jeżdżący w furgonetce, wsiedliśmy do ich samolotu.
W tamtym czasie rozsypywali się już jako zespół, co dla mnie jako ich wielkiego fana było smutnym widowiskiem. Wciąż jednak dawali czadu.
Bardzo dużo się od nich nauczyłem. Byli jednym z tych zespołów, które bez problemu zapełniają stadiony. Grali na wielkich scenach, a ja mówiłem sobie: ‘Nie wiem, czy mam wystarczająco silną osobowość, żeby temu sprostać’. Im wychodziło to wspaniale”.
Mike Osterfeld (Blind Melon, menedżer): „MGM Grand… Na pokładzie jedliśmy zimne krewetki i pili wszystko, na co tylko mieliśmy ochotę. Paliliśmy papierosy. Siadywałem w ogonie samolotu, podczas gdy Shannon i Slash pili jak szewcy w pierwszym rzędzie.
Pewnego dnia musieliśmy wywlec ich z pokładu. W Guadalajarze asystent Slasha musiał go wynieść z samolotu. Slash i Shannon nałykali się podczas lotu pigułek, stracili przytomność i nie można było ich dobudzić. Asystent wyniósł Slasha, a ja Shannona. Na pasie startowym czekały już na nas wózki. Paul Cummings nie zmrużył tamtej nocy oka, bo co rusz musiał sprawdzać, czy Shannon nadal oddycha. Naprawdę baliśmy się, że nie przeżyje do rana”.
Gilby Clarke: „Przemieszczaliśmy się samolotem. Pewnego razu Shannon poleciał z nami i usiadł koło mnie. Słabo się znaliśmy. Podczas koncertów byliśmy w ciągłym ruchu. Często chodziłem na występy Blind Melon i Faith No More, bo nienawidziłem siedzieć w hotelowym pokoju. Wolałem wybrać się na koncert, posłuchać, jak grają, i wczuć się w ich groove. Tak więc pewnego dnia [Shannon] usiadł koło mnie w samolocie i zaczęliśmy gadać. Szybko się do wszystkiego zapalał, a ja go studziłem: ‘Zwolnij, chłopie’. Dla niego każda chwila była ‘tą właściwą’. Zawsze mu się śpieszyło. Miał w sobie dzikość. Podobał mi się, bo nie zachowywał się jak gwiazda. Był świetnym facetem. Uwielbiał swój zespół i uwielbiał jeździć w trasy. A na pokładzie samolotu Guns N’ Roses zwyczajnie cieszył się życiem”.
Mike Osterfeld: „Siadywałem w ogonie samolotu, z dala od reszty. Axl zjawił się tam z dziesięcioosobową ekipą. Usiadł na ostatnim fotelu. Mimo że strefa VIP była z przodu, wolał usiąść koło mnie. Wstałem, żeby mu nie przeszkadzać”.
Glen Graham: „Polecieliśmy z nimi do Meksyku. Dziwne doświadczenie. Zazwyczaj zaczynaliśmy koncert od ‘I Wonder’. Tamtego dnia były jakieś problemy z gitarą basową Brada. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty, stało się jasne, że coś jest nie tak. To była katastrofa. Kiedy działy się tego rodzaju rzeczy, Shannon zwykłe się wściekał. ‘Coś jest nie tak, to twoja wina, zajmij się tym’, mówił. Zagraliśmy pierwszą zwrotkę i refren, po czym musieliśmy przerwać. Wygwizdało nas 60 tysięcy osób”.
Chistopher Thorn: „Moje wspomnienie z tego dnia, kiedy otworzyliśmy koncert Guns N’ Roses w Meksyku, jest bardzo żywe. Nie znali nas tam zbyt dobrze, ale ponieważ wydawało im się, że w Stanach jesteśmy wielkimi gwiazdami rocka, to potraktowali nas tak, jak traktuje się kogoś, kto sprzedał miliony płyt. Ludzie zjawiali się w hotelu i prosili nas o autografy. Choć nie mieli pojęcia, kim jesteśmy. Wiedzieli tylko, że jesteśmy Amerykanami i że otwieramy koncerty Guns N’ Roses. Najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że graliśmy dla osiemdziesięciotysięcznej widowni, a ludzie zapalali i gasili zapalniczki w rytm piosenki. Zupełnie straciłem głowę: niesamowicie było patrzeć na taki tłum. Nigdy nie zapomnę tamtej chwili”.
Rogers Stevens: „Mieliśmy grać w mieście Meksyk. Kiedy przejeżdżaliśmy limuzyną obok stadionu, kierując się do tylnego wejścia, setki osób tłoczyło się przy barierkach, próbując zajrzeć do pojazdu. Myśleli, że jesteśmy Guns N’ Roses. Było jak za czasów beatlesomanii”.
Nel Hoon (matka Shannona Hoona): „Zawsze rozmawialiśmy co najmniej raz na tydzień. Kiedy [Shannon] był w Europie z Guns N’ Roses, dzwonił do mnie tak często, że nie zdziwiłabym się, gdyby Axl się na niego wściekł. Bo te rozmowy szły na jego rachunek”.
Źródło