Historia Melissy Reese jest już dobrze znana. W 2016 została pierwszą pełnoetatową członkinią GNR, zespołu-ikony, łamiąc tym samym stereotypy oraz inspirując niezliczoną liczbę muzyków, którzy nie spełnili jeszcze swych marzeń. Pokazała że można to zrobić, bez względu na koleje życiowe.
W zeszły weekend MR była w Manili, gdzie jej grupa grała pierwszy koncert na Filipinach w historii. Był to swego rodzaju powrót do domu, jako że jej matka jest Filipinką pochodzącą z Camalig.
„Wciąż tu mamy nasze gniazdo rodzinne”, mówi w wywiadzie dla filipińskiego Esquire na dzień przed występem. Towarzyszy jej starsza siostra Stephanie, która także jest wokalistką. „Urodziłyśmy i wychowywałyśmy się w Seattle. Dziadkowie ze strony mamy przybyli do USA, żeby pomóc w naszym wychowaniu, stąd wiemy o kulturze Filipin. Przede wszystkim dorastałam przy moich lolo i lola [dziadek i babcia po filipińsku]."ESQ: Przybliż nam okoliczności zaproszenia do GNR. Czy od razu powiedziałaś „tak” czy musiałaś to przemyśleć?MR: To był proces, bo naprawdę nie myślałam że mnie o to proszą, traktowałam to początkowo jako żart. Wtedy przechodziłam te fazy, o boże, to nie jest żaden kawał. Następnie musiałam przysiąść do pracy i się wykazać. W momencie, gdy już w to weszłam na dobre i stwierdziłam, ok, naprawdę muszę to zrobić, wówczas już byłam przyjęta. Zespół mnie zaakceptował, zobaczyli ile luk jestem w stanie zapełnić.
ESQ: Czy miałaś wątpliwości, że to jest to, czego naprawdę chciałaś?MR: To naprawdę ciężkie pytanie (śmiech). Było mnóstwo emocji, również tych skrajnych. Zastanawiałam się, co się ze mną wówczas dzieje. Ale gdy już wzięłam się za robotę, klamka zapadła.
ESQ: Muszę spytać, czy była jakaś oficjalna ceremonia przyjęcia do grupy?MR: Na pewno był proces weryfikacyjny. Decyzja zależała ostatecznie od członków zespołu. Musisz być odpowiednią osobą żeby móc pracować w takich warunkach. Rozumiem przez to, szacunek dla tak wielkiej, ikonicznej nazwy, ale z drugiej strony, poczucie własnej wartości, nawet będąc milenialsem. Musisz wiedzieć jakim rodzajem puzzla jesteś, gdzie jest twoja siła i tam właśnie ją pokazywać.
Nie było żadnej formalnej celebry (śmiech). Było kilka niesamowitych momentów, gdzie chciałam zwariować, np. gdy przyprowadzili mnie do sali prób, posadzili i zaczęli dla mnie grać. „Specjalny koncert tylko dla mnie? Mój boże, wow!” Zastanawiałam się nad tym jak muszę się tam wpasować, a mój umysł był wówczas w jakimś popierdolonym stanie.
ESQ: Czy poczułaś się mile widziana?MR: Tak, zdecydowanie. Z oczywistych względów było jednak kilka momentów, gdy się przestraszyłam. Gdy zostawałam sama z moim programowaniem, ustawianiem stanowiska, nauką piosenek... Potem odwiedzałam ich w sali prób, a oni podchodzili mówiąc: „Możesz śpiewać tę partię, możesz zagrać to”. Stwierdziłam, że zrobię, co tylko potrzebują. Byłam pełna zapału i otwarta.
ESQ: Ok, jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z GNR?MR: Gdy zobaczyłam płytę AFD (własność siostry). Nasza rodzina była bardzo katolicka, a ja wtedy zobaczyłam krzyż i czaszki, obleciał mnie strach. Miałam siedem, może osiem lat. Głęboko to przeżyłam. Możliwe że znałam nawet ich największe hity, ale nie skojarzyłam z tym albumem.
ESQ: Skupmy się na dobrych rzeczach. Jak jest za kulisami występu GNR?MR: Jak w rodzinie. Bawimy się razem, gadamy o pierdołach. Wielu członków ekipy i przyjaciół przychodzi do mojej garderoby, bo wiedzą że mam słodycze. Koncerty są długie, trzeba mieć energię.
ESQ: To nie ma dzikich rock'n'rollowych imprez?MR: Myślę, że wcześniej było dużo więcej szaleństw (śmiech). No wiesz, chłopaki zachowujący się jak gwiazdy rocka. Ale przy mnie, to co innego. Jesteśmy jak rodzina w podróży. Oglądamy Netflixa i HBO. Obecne seriale, które lubimy to Westworld, Zadzwoń do Saula [Better Call Saul] oraz Peaky Blinders.
ESQ: Wymienię członków zespołu, a ty podaj swoje pierwsze skojarzenia. Zacznijmy od Axla.MR: O, kurde. Axl jest fantastyczny. Ikona, niesamowity wokalista i muzyk. Bezwzględnie lojalny i naprawdę zabawny. Pierwszy raz spotkałam go w House of Blues, byłam bardzo onieśmielona.
ESQ: Slash? MR: Slash bardzo lubi słodycze, jak ja. I horrory. Cichy, pewny siebie, niewiarygodny i poruszający muzyk. Mówi za pomocą swojej gitary, kocha to co robi i naprawdę to frajda być z nim razem na scenie.
ESQ: Duff? MR: Jesteśmy z Duffem bardzo blisko. To znaczy, trzymam się z każdym z nich, ale Duff jest jak mój starszy brat. Udajemy że jesteśmy zabawnym duetem policjantów, on jest Big Guy, a ja Pipsqueak [prawdopodobnie chodzi o bohatera serialu My Little Pony]. Oboje jesteśmy z Seattle i mamy wiele wspólnego. Jesteśmy hardcore-fanami Seahawks, [drużyna futbolu amer.], oglądamy mecze NFL w pokojach hotelowych ubrani w koszulki drużyny. Duff to świetny gość, bardzo pomocny i naprawdę inteligentny.
ESQ: Dizzy? MR: Na początku się go bałam. Wyglądał jak Jezus! Ale to jeden z moich ulubieńców. Często gadamy o futbolu. Jest dla mnie bardzo ważny, wspiera mnie, taki pozytywny i zabawny gość. Kocham go na zabój.
ESQ: Richard? MR: Richard dużo ćwiczy, jak Duff. Ekstremalnie technicznie rozwinięty gitarzysta, zagra wszystko. Świetnie się z nim bawić na scenie.
ESQ: I wreszcie, Frank? MR: Uwielbiam gościa, jest jak rodzina. Bardzo utalentowany, niesamowity i tak otwarty. Wiele miłości wkłada w bębny.
ESQ: To wielka sprawa, że jesteś pierwszą kobietą w historii GNR. Ale czy spotkałaś się również z negatywnymi reakcjami?MR: Tak, pewnie. Kilka razy grożono mi śmiercią na Twitterze. Nadal są ludzie, którzy chcą żeby w zespole grali tylko faceci. Ale chłopcy myślą bardzo przyszłościowo. Nie ma dla nich znaczenia, czy ktoś jest kolesiem czy babką, czy jest purpurowy, niebieski, zielony, szary, żółty czy inny. Jeśli ona jest cool, to jest cool, to uznanie jej się wtedy należy. To nasza układanka i brakuje nam tego elementu, którym jest ona. Pieprzyć to, pieprzyć wszystkich. Właśnie tak mnie wspierają.
Pozornie, miałam wejść w te buty, więc musiałam „uszyć” swoją własną parę i sprawić, żeby się nadawały. Ale tak naprawdę nie tak to wyglądało. Początkowo, cała atmosfera związana była z klasycznym składem który się zszedł, ludźmi, którzy spędzili wiele lat w tej grupie. A oni przyprowadzili laskę. Ja nią byłam. Każdy się zastanawiał, no i jak to będzie? Nie wszystko wyszło tak dobrze. Zwłaszcza, pierwotnie, kojarzono tylko chłopaków z tego klubowego występu, ale potem sprawy zaczęły wyglądać inaczej.
ESQ: Miałaś jakieś gorsze chwile?MR: Serio, nie. Ci goście wspierali mnie do tego stopnia, że sama się o tym przekonałam. Non stop, zresztą nie tylko członkowie zespołu, cała ekipa, ochrona, nawet managerowie. Jesteśmy naprawdę prawdziwą rodziną. I tak to było i jest.
ESQ: Czy uważasz się za wzór do naśladowania?MR: Dostaje mnóstwo wiadomości przez social media, od młodych ludzi i ich mam. To jest dla mnie jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza, rzecz. Oczywiście chcę żeby muzyka była żywa i odpowiednia, ale też wiem, że małe dziewczynki i chłopcy potrzebują wzorów. Naprawdę mnie głęboko poruszyło gdy dziewczynki przebierały się za mnie na Halloween. Wow. Robiły sobie nawet kropki na twarzy i zakładały niebieskie peruki. Świetnie być kostiumem, ale to jednocześnie zwariowane.
To dla mnie mega ważne. Chcę żeby młodsi fani wiedzieli, że mogą k***a robić co tylko chcą jeśli włożą w to dużo pracy, zacisną zęby, pozostaną skromni i nienasyceni. Oto chodzi.
ESQ: Czy możesz opowiedzieć o tym co robisz poza GNR?MR: Jasne. Właśnie wyszedł film, do którego napisałam muzykę, wspólnie z Brainem (Mantia). Nazywa się „Bodied”. Producentem jest Eminem, a reżyserem Joseph Kahn. Opowiada o walce wśród raperów w Oakland; jeden dzieciak jedzie do Berkeley, zbierać informację na ich temat, no i zaczyna się cała jazda. Joseph chciał to samemu sfinansować, ale Eminem się dowiedział, poruszyło go to i dlatego też się zaangażował. Niestety nie mogłam być na premierze, bo leciałam wtedy na nasz pierwszy koncert, no cóż, szkoda. Ale jestem dumna z tej ścieżki dźwiękowej.
Cały czas tworzę i produkuję muzę, mnóstwo dobrego przyniesie przyszły rok, filmy, gry komputerowe, występy etc.
ESQ: Czy możemy się spodziewać nowego materiału od GNR?MR: Niestety, nie wolno mi o tym mówić. Mam nadzieję, na najlepsze. Wszystko co pozwoli mi spędzać czas z moimi starszymi braćmi, biorę w ciemno, na miliard procent. Ale mam nadzieję. Tak, nadzieję.
Link:
https://www.esquiremag.ph/culture/arts-and-entertainment/pinay-melissa-reese-guns-n-roses-a2056-20181112-lfrm2