Autor Wątek: Magazyn Rolling Stone Italia: Dlaczego Axla trzeba bronić, mimo wszystko  (Przeczytany 1575 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3518
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3614



Artykuł z 25 lipca 2022





„Życie to, tak, jak je teraz przeżywasz, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy; i nie będzie nim nic nowego. Każdy ból i każda rozkosz, każda myśl i westchnienie, wszystko wrócić musi, i wszystko w tym samym porządku i następstwie”.

Koncepcja wiecznego powrotu Nietzschego doskonale oddaje to, co od prawie trzydziestu pięciu lat robią fani i hejterzy Axla Rose’a. Nawet po niedawnym koncercie Guns N’ Roses w Mediolanie, zagranym krótko po problemach w Londynie i odwołaniu koncertu w Glasgow, media społecznościowe zalały sprzeczne ze sobą komentarze. Jedni zastanawiali się, po jakie licho przy obecnej formie Axla Gunsi grają trzygodzinne koncerty, drudzy rozpływali się w zachwytach, podkreślając, że czas upływa dla wszystkich.   

W dziejach roi się od artystów potrafiących dzielić publiczność. I mam tu na myśli nie tylko dzieje muzyki. Pan Rose jest jednak jedyny w swoim rodzaju. Nie ma w sieci artykułu, recenzji czy filmiku, który by o tym nie świadczył.

Nie boję się przyznać, że należę do obozu Axla. Jeśli więc zabawialiście się puszczaniem w obieg memów, w których zestawiano go z Bennym Hillem, możecie od razu zakończyć lekturę. Jeżeli jednak będziecie czytać dalej, postaram się wyłuszczyć Wam powody.

Uważam, że Axla nie tylko można, ale wręcz trzeba bronić. Nawet gdyby to miało się komuś nie podobać. Bo Axl to przedstawiciel ginącego gatunku, prawdopodobnie ostatnia prawdziwa gwiazda rocka naszych czasów. Uosobienie rock and rolla.   

Na początek zróbmy krok wstecz i cofnijmy się do roku 1992.
Połowa świata była wówczas zakochana w Nirvanie, a druga połowa – w Guns N’ Roses. Ja kochałem oba te zespoły. Przypomnijcie sobie koncert ku czci Freddie’ego Mercury’ego na Wembley. Gunsi zaprezentowali tam to, czym Queen byli na Live Aid.
Ciągłe pie***rzenie o kolosalnych różnicach pomiędzy Rose’em a Cobainem, niewątpliwie podsycone przez słynne starcie na gali MTV, zaostrzyło spór pomiędzy tymi, którzy kibicowali „postępowym ideom” kapeli z Seattle, a zwolennikami Guns N’ Roses, czyli zespołu, który ponoć tęsknił za zmiecioną przez Nirvanę pompą. Ale czy tak było w istocie?   

Axl należał do tego, co mass media nazwały pokoleniem X, choć dawał temu wyraz w inny sposób. Za fasadą twardziela kryła się koszmarna przeszłość, złożona z nadużyć, przemocy i innych tego rodzaju „radosnych” spraw. Lecz o ile całymi latami rozpisywano się na temat traumatycznych doświadczeń, które skłoniły Cobaina do określonego stylu życia (czytaj: do ćpania), o tyle Axl – choć na domiar złego stwierdzono u niego chorobę afektywną dwubiegunową – zawsze uchodził za pieniacza, który wybiega na scenę w bieliźnie i czaruje żeńską publiczność. A przecież jego teksty również opisywały to, co moglibyśmy nieco szumnie określić bólem życia.

Z muzycznego punktu widzenia Axl i Kurt też nie byli na antypodach. Obaj wymieniali „Queen II” wśród swoich ulubionych płyt, obaj lubili punk, hardcore, a nawet pewien typ metalu.

Kolejna sprawa: sprzeczności. Ktoś, kto w „One In A Million” śpiewa o „niggers” i „faggots”, nie może być fanem Eltona Johna czy Queen, powie ten i ów. Jak więc wytłumaczyć rok 1992 i wspólne wykonanie „Bohemian Rhapsody”?

Kiedy Cobain wziął na stronę kolegów, żeby im zakomunikować, że ma większe prawa do tantiemów, skoro stworzył niemal cały repertuar Nirvany, Novoselic i Grohl nie byli zachwyceni. Nikomu nie przyszłoby jednak do głowy nazwać Kurta tyranem.
A Axl? Jasne, miał swoje na sumieniu, a i wydawanie nowej płyty długimi latami z pewnością nie przysłużyło się jego sprawie w oczach opinii publicznej. Tak, owszem, był – czy może wciąż jest – apodyktyczny. I co z tego? Roger Waters też taki był, ale kto miałby odwagę mu to dzisiaj wypomnieć?   

Zresztą w tym również kryje się tajemnica wielkości Axla. Bo on zawsze robił to, co chciał, i czas pokazał, że niekoniecznie się mylił. Jasne, „Chinese Democracy” nadal bywa obiektem kpin. Ale wielu z tych, którzy przed laty wieszali psy na tej płycie, dzisiaj uważa ją za całkiem dobrą. A Slash i Duff co koncert grają po kilka kawałków z tego albumu.

Zarzuca się Axlowi, że wyciął partie nagrane przez – uwielbianego skądinąd – Briana Maya. A przecież sam May wypowiada się o Axlu przychylnie.

A AC/DC? Kiedy przed kilku laty, w samym środku trasy koncertowej, zostali bez wokalisty, kto uratował im skórę? Zgadnijcie…   







Źródło


« Ostatnia zmiana: Lipca 27, 2022, 10:24:19 pm wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8664
  • 17000 postów
  • Respect: +4384
Odp: Magazyn Rolling Stone Italia: Dlaczego Axla trzeba bronić, mimo wszystko
« Odpowiedź #1 dnia: Lipca 27, 2022, 11:03:20 pm »
+1
Cytuj
Kolejna sprawa: sprzeczności. Ktoś, kto w „One In A Million” śpiewa o „niggers” i „faggots”, nie może być fanem Eltona Johna czy Queen, powie ten i ów. Jak więc wytłumaczyć rok 1992 i wspólne wykonanie „Bohemian Rhapsody”?

ta sprawa rzekomego bycia homofobem bedzie sie ciagnac za Axlem do jego smierci w pewnych kregach
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline mafioso

  • Marketing
  • Street of dreams
  • *******
  • Wiadomości: 12083
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +2229
    • As Koncertowy
Odp: Magazyn Rolling Stone Italia: Dlaczego Axla trzeba bronić, mimo wszystko
« Odpowiedź #2 dnia: Lipca 29, 2022, 09:55:27 am »
+3
Tak samo jak to, że nie zagra dla Polaków i Żydów.

 

Transformacja Axla na Twitterze – artykuł z The New Yorker

Zaczęty przez naileajordan

Odpowiedzi: 1
Wyświetleń: 2567
Ostatnia wiadomość Listopada 07, 2018, 06:55:32 pm
wysłana przez sunsetstrip