Autor Wątek: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1  (Przeczytany 7642 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8693
  • 17000 postów
  • Respect: +4406
Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« dnia: Października 02, 2017, 07:45:06 pm »
+7
Wywiad został opublikowany w kwietniu 2012 roku

Tłumaczenie części pierwszej z dwóch: sunset (oprócz trzech pierwszych pytań, które przełożyła @naileajordan - dziękuję)



Marc Canter miał miejsce w pierwszym rzędzie oraz wejściówkę za kulisy podczas drogi na szczyt zespołu zwanego najniebezpieczniejszą kapelą świata, znanego też jako Guns N’ Roses. Członkowie grupy byli gośćmi na jego weselu, a Slash zagrał na bar mitzvah jego syna [uroczystość żydowska organizowana dla chłopca w pierwszy dzień po jego trzynastych urodzinach, podczas której staje się pełnoletni wobec prawa]. Jeśli czytaliście książki Slasha czy Stevena, to już prawdopodobnie słyszeliście o Marcu, BMX-owym kumplu Hudsona, który zebrał kolekcję ulotek, notatek, setlist, nagrań audio i wideo z początku kariery swoich kompanów. Zapytajcie Slasha lub Stevena, a opowiedzą wam, jak opadły im szczęki, gdy zobaczyli wszystkie zdjęcia oraz relacje z pierwszej ręki ujęte w znakomitej publikacji Cantera pt: „Reckless Road”. To ponad 300 stron czystej zajebistości - ta książka jest tak rewelacyjna. Ponadto Marc jest również właścicielem Canter’s Deli w Los Angeles. Gdybyście zatem mieli kiedyś szansę go spotkać, liczcie się z tym, że to on może być większą skarbnicą historyjek o GNR niż sami Gunsi, dlatego też koniecznie zakupcie tę książkę, zanim usiądziecie do jedzenia w jego knajpie. My, przeprowadzający ten wywiad, byliśmy oczarowani wspomnieniami Marca o zespole, przemyśleniami na temat dziedzictwa GNR oraz magii jakiej dzięki nim doświadczył już od pierwszego dnia.

[Zachęcamy do zakupy książki „Reckless Road”, jej przetłumaczone fragmenty możecie przeczytać tu: http://gunsnroses.com.pl/forum/artykuly/marc-canter-'reckless-road'-fragmenty-po-polsku/ , oficjalny facebook publikacji, zawierający dużo zdjęć: https://www.facebook.com/recklessroadbook, część z nich zostało wykorzystanych w tym tekście, inne fotki pochodzą ze ślubu Marca, marzec 1989 ]

[pierwsze pytanie o historii Canter’s Deli zostało pominięte, odsyłamy do wywiadu lub tu: https://en.wikipedia.org/wiki/Canter%27s ]



Legendary Rock Interviews: Miałeś przyjaciela, który we wczesnych latach osiemdziesiątych zaczął grać na gitarze i… [śmiech] Domyślam się, że wtedy nie nosił jeszcze cylindra…
 
Nie, nie nosił. [śmiech] Mieliśmy ok. 11 lat, a on nie był jeszcze Slashem. Był Saulem. Próbował ukraść mi rower, a przynajmniej takie miał zamiary, kiedy go zobaczył. Potem jednak zauważył mnie i rozpoznał. Nie byliśmy jeszcze przyjaciółmi, ale byliśmy w tym samym wieku i chodziliśmy do jednej szkoły, choć nie do jednej klasy. Rozmyślił się więc i zamiast zwinąć rower, zapytał, czy mógłby się na nim przejechać. Zgodziłem się, a ponieważ, jak się okazało, mieszkaliśmy blisko siebie, zaczęliśmy razem spędzać czas.
 
W tamtym okresie zauważyłem, że miał talent plastyczny. W szkole zawsze rysował węże i dinozaury, które wyglądały, jakby wyszły spod ołówka jakiegoś profesjonalisty z Disneya. Rozdawał swoje rysunki gratis. Przedstawione na nich zwierzęta miały charakter, uśmiechały się i były dopracowane w każdym szczególe. Było oczywiste, że Saul miał artystyczne zacięcie i szybko się uczył. To samo dotyczy naszych pierwszych zmagań z BMX. Kiedy go poznałem, nie potrafił jeszcze jeździć na rowerze, ale gwiazdą BMX stał się właściwie z dnia na dzień. Jeździł, gdzie popadło, i wykonywał ruchy podobne do tych, które potem przeniósł na scenę. W 1978 ludzie nie jeździli na BMX-ach tak zgrabnie, jak jeżdżą dzisiaj, ale Slash wyprzedzał swoje czasy. Było w nim coś wyjątkowego. Zawsze wygrywał.

Na parę lat straciłem z nim kontakt, bo został wyrzucony ze szkoły, do której chodziliśmy, i musiał się przenieść gdzie indziej. Kiedy ponownie się spotkaliśmy, on od około roku grał na gitarze. Miał dać pierwszy prawdziwy koncert na jakimś przyjęciu i powiedział mi: „Marc, gram w zespole”. Wtedy odkryłem, że łączyła nas miłość do muzyki. Lubiliśmy te same kapele: Led Zeppelin i Aerosmith. Jeszcze zanim usłyszałem, jak gra, wiedziałem, że będzie dobry, bo wyróżniał się we wszystkim, co robił. Kiedy po raz pierwszy wybrałem się na próbę, dotarło do mnie, że jego muzyczna osobowość już się kształtuje, podobnie jak jego brzmienie, i że będzie grał do końca życia.

Mówimy o jego pierwszym zespole, Tidus Sloan, prawda? 

Tak. W skład zespołu wchodziło wówczas trzech muzyków. Nie mieli wokalisty. Pierwszy koncert dali na przyjęciu u jakiegoś przyjaciela. W mojej książce, „Reckless Road”, zamieściłem zdjęcia z tego wieczoru. Próby mieli w garażu, w domu perkusisty, a w weekendy występowali tu i ówdzie. Grali kilka swoich piosenek, ale głównie „Jailbreak” i coś z repertuaru Sabbath i Rush. Pociągał ich hard rock i rock klasyczny, nie zapuszczali się w punk czy new wave. W 1982 scena punk była praktycznie martwa. Z kolei new wave nie interesował Tidus Sloan. Woleli pozostać wierni Stonesom i Zeppelinom.

Slash zrozumiał, że nie zajdą daleko bez wokalisty, dlatego przekształcili się w Road Crew i załatwili sobie kogoś, kto śpiewał. Jednak do Slasha dotarło, że zwykły wokalista to za mało. Potrzebowali kogoś naprawdę dobrego, kogoś, kto pomógłby tworzyć melodie i partie wokalne.

Zespół rozpadł się po tym, jak Slash usłyszał o kapeli nazywanej Rose. Chciał, żeby Izzy i Axl dołączyli do Road Crew. W tamtym czasie każdy, kto chciał posłuchać Rose, udawał się do Gazzarris na Sunset Strip. Wejściówka kosztowała grosze. Od razu dało się wyczuć, że ta dwójka coś w sobie ma. Axl był żywiołowy i wprost tryskał energią, a Izzy grał z werwą. Muzyka była szybka, ocierała się o speed metal, ale było widać, że jest w niej coś więcej. Spotkali się po koncercie. Rose właśnie się rozpadali, między innymi z powodu problemów z pałkarzem i gitarzystą. Slash i Steven, który również grał w Road Crew, postanowili dołączyć do Axla i Izziego. W ten sposób powstało Hollywood Rose. Zatrudnili basistę, który nazywał się Steve Darrow.

Po około tygodniu Izzy odszedł. Dołączył do zespołu London, który w tamtym czasie cieszył się na Sunset Strip dużą popularnością i przez który przewinęli się muzycy kalibru Nikkiego Sixxa. Izzy widział w tym dla siebie wielką szansę, a poza tym miał dość pracy ze Slashem i wykłócania się z Axlem o aranżację piosenki zatytułowanej „Cold, Hard Cash”… czy coś w tym guście. Nie jestem pewien, jakie dokładnie były powody, w każdym razie Izzy zniknął, a zespół wytrzymał w dotychczasowym składzie przez około miesiąc. W tamtym czasie mieli już takie kawałki jak „Shadow Of Your Love”, „Reckless Life”, „Anything Goes”, a także parę innych piosenek, do których Slash napisał muzykę, natomiast Axl – słowa. Brzmieli trochę speed metalowo, ale prawdopodobne lepiej niż Rose w Gazzarrisie. Po miesiącu zespół się rozpadł, a Axl i Tracii Guns znów grali w L.A. Guns.

 

W Canter’s było już ponad 150 pracowników, kiedy zatrudniałeś Slasha… Czy dobrze się spisywał?   

[Śmiech] Tak, dobrze. Jego jedynym obowiązkiem było sprawdzanie papierów kelnerek. Stworzyłem tę posadę specjalnie dla niego, żeby pomóc mu zarobić parę groszy. Kiedy odszedł, stanowisko przestało istnieć. Ale tak, był dobrym pracownikiem. Pamiętam, kiedy dorabiał w Tower Records. W swojej książce napisał, że zawsze pił w miejscu pracy, ja jednak wiem, że się przykładał. Podobnie jak przykładał się do grania w zespole. Zawsze traktował swoje obowiązki poważnie i nie sprawiał problemów. Miał nosa do interesów, godzinami wisiał na telefonie i dbał o to, żeby próby były owocne. Naprawdę miał świadomość tego, co robi. Kiedy byli w trasie, wstawał o ósmej rano i szedł rozmawiać z chmarą reporterów. Nie było niczego, czego by nie zrobił dla Guns N’ Roses. Zawsze radził sobie z ciężką pracą. Dzisiaj ma żonę, dzieci, nagrywa, jeździ w trasy, udziela wywiadów, gościnnie gra z innymi muzykami… krótko mówiąc, to najbardziej zabiegana osoba, jaką kiedykolwiek znałem. I to jedyny powód, dla którego praktycznie się z nim nie widuję. Jest tak zajęty, że przy dużej dozie szczęścia spotykamy się dwa razy do roku!

Czy miałeś okazję przeprowadzić wywiad z Traciim Gunsem na potrzeby książki? Zdaje się, że jego film właśnie wychodzi, i prawdopodobnie miałby kilka ciekawych spostrzeżeń. Przy okazji, to fenomenalny gitarzysta.

Próbowałem, ponieważ on też był jednym z uczestników tych wydarzeń, ale nigdy się do mnie nie odezwał. Nasz wspólny znajomy zapytał go osobiście, a on na to: „Nieee, to skok na kasę Cantera, nie chcę z tym mieć nic wspólnego.” Ale znam Tracii’ego od zawsze, więc jakiś czas po wydaniu książki, sam do mnie przyszedł i pogratulował mi publikacji dodając, że jest niesamowita dlatego, że właśnie przedstawia prawdziwe wydarzenia, a zdjęcia nie kłamią. Zaoferował swoją pomoc na przyszłość, chyba wcześniej po prostu źle ocenił cały projekt. Wówczas akurat nieco ukrywał się przed światem i nie miał ochoty opowiadać o tamtych czasach.

Ja zawsze byłem do niego przyjaźnie nastawiony, chociaż kiedyś sytuacja była drażliwa, gdy poszedłem dokumentować występ Axla w L.A. Guns. Nagrywałem i robiłem fotki wszystkiego, co robił Slash, a Rose poprosił mnie, żebym przyszedł popstrykać na jego koncercie z Gunsem. Musiałem trochę działać za plecami Saula, czyli pomagać Axlowi, podczas gdy Slash i Tracii byli wtedy naprawdę gitarowymi rywalami. Konkurowali ze sobą już od liceum, gdy pierwszy grał w Tidus Sloan, a drugi w Pyrrhus. Nie trzeba dodawać, że Slash by się wkurzył wiedząc co robię, ale Rose mnie poprosił, więc to wykonałem. Koniec końców, nic z tego nie wyszło, tamci zagrali razem parę koncertów, potem Axl odszedł, a L.A. Guns znaleźli nowego wokalistę. Saul prawie dołączył wówczas do Poison, których managerką była Vicky Hamilton. Nie bardzo chciał z nimi grać, ale potraktował to jako dobrą szansę, Poison przyciągali wtedy publikę, a ich wioślarz Matt właśnie miał zostać ojcem i przeprowadzić się ze swoją dziewczyną z powrotem do Pennsylvanii. Matt lubił Slasha, widział jak Hollywood Rose supportowali kilka razy Poison i chciał, żeby to on go zastąpił.

Hudsonowi nie podobała się ani ich muzyka ani image. Powiedziałem mu: „Stary, musisz to zrobić, nie masz kapeli, z nimi nagrasz płytę, to będzie twoja odskocznia do dalszej kariery”, ale nadal to go nie przekonywało, żeby pójść na casting. W końcu to zrobił, bo wierciłem mu dziurę w brzuchu i nawet tam zawiozłem, żeby zobaczył ich wyprzedany występ, ale to nie była jego bajka, więc myślę, że specjalnie położył to przesłuchanie, dając jasno do zrozumienia chłopakom z Poison, co myśli o ich działalności.

Oni wiedzieli, że jest uzdolnionym gitarmenem, ale tak naprawdę chodziło o kogoś, komu przypadnie do gustu ich wygląd sceniczny i będzie chciał się z nimi w to bawić. Jak na ironię, kiedy Slash wychodził z tego przesłuchania, minął się z C.C. DeVillem i od razu wiedział, że to właśnie koleś, którego szukali, idealny dla Poison. W międzyczasie Axl i Izzy reformowali Hollywood Rose z nowymi członkami, ale nie bardzo im wychodziło, więc ponownie skontaktowali się z Traciim, który z kolei miał kłopoty z L.A. Guns i w styczniu 1985 wyżej wymienieni zaczęli znowu razem grać.

Zdecydowali się połączyć obie nazwy, i tak, Axl, Izzy, Guns, oraz basista i bębniarz z jego kapeli, utworzyli GNR. Mam ulotkę z tego pierwszego koncertu i wyraźnie jest tam napisane: „L.A. Guns oraz Hollywood Rose prezentują nowy zespół, Guns N’ Roses”. Zagrali kilka koncertów, zanim ich basista odszedł, a zastąpił go Duff.



To musiał być pewien punkt zwrotny. Zawsze mi się wydawało, że Duff pochodził z zupełnie innego środowiska od reszty i jego solowe albumy raczej na to wskazują.

To prawda. Właściwie to Duff był już na przesłuchaniu w kapeli Slasha i Stevena, Road Crew, ale nie bardzo podobał mu się ten metalowy styl, jako że szukał czegoś bardziej punkowego. Podobał mu się styl grania Hudsona, ale po prostu zrezygnował. W międzyczasie natknął się na Axla i Izziego, wszyscy mieszkali przy jednej ulicy i dołączył do nich. Następnie gdy McKagan zarezerwował trasę dla GNR w Seattle, perkusista Rob oraz Tracii nie chcieli tam jechać. Nie uważali tego za dobrze obmyślany plan. Obaj pochodzili z uporządkowanych rodzin i nie byli na tyle zdeterminowani, żeby się poświęcić, podczas gdy Rose i Stradlin nie mieli z tym problemu, przywykli bowiem do mieszkania na ulicy czy gdziekolwiek, gdzie dało się przeżyć. Możliwe, że Axl po prostu wylał Traciiego, ale jako że kumplowałem się ze Slashem, to nie byłem tak blisko, żeby wiedzieć dokładnie co zaszło, natomiast słyszałem, że pokłócili sie już przed koncertem w Troubadour i wyprawą do Seattle. W każdym razie, potrzebowali gitarzysty prowadzącego oraz bębniarza, więc od razu pomyśleli o Slashu i Adlerze, jako zastępstwo. Ten pierwszy właśnie zaczął grać z Black Sheep, gdy podczas koncertu w Country Club pojawili sie członkowie GNR i namówili go do odejścia. Powiedzieli mu, że najpierw wystąpią w Troubadour by potem udać się w tournee na północno-zachodnie wybrzeże i spytali, czy w to wchodzi, a on się zgodził. Właściwie to przekonywałem go żeby nie jechał, bo sądziłem, że ten zespół nie przetrwa. To znaczy lubiłem Rose’a i Stradlina i znałem ich zdolności, ale z jakichś powodów każda kapela, w której byli, rozpadała się.

Uważałem wówczas, że Black Sheep ma więcej zwolenników i jest bardziej poważnym zespołem, nawet jeśli trochę zbyt metalowym dla Slasha (śmiech). Oczywiście nie posłuchał mnie, a kiedy przyszedłem na ich pierwsze show w Troubadour, w składzie AFD, od razu było jasne, że coś się zmieniło na lepsze. Steven miał dwa bębny basowe, ale chłopaki wyrzucili czy schowali mu jeden z nich... Okazało się, że brzmieli rewelacyjnie z tym pojedynczym bębnem, lepiej było słychać Axla, wszystko było wolniejsze, lepiej kołysało, gdy zmusili Adlera do zmiany stylu. Napisali wcześniej Move To the City, Don’t Cry  oraz Think About You i byli świetni. Zaraz potem wyruszyli do Seattle, na trasę nazwaną później Hell Tour, ponieważ wszystko co mogło, poszło źle. Jedyną dobrą rzeczą był fakt, że ze względu na wszystkie kłopoty, mieli okazję stać się bardziej zwartą grupą, zostali braćmi, zorientowali się, że znakomicie do siebie pasują. Pierwsze co zrobili po powrocie, to wpadli do Canter’s Deli ponieważ: a) byli głodni, nie jedząc nic konkretnego przez poprzednie dwa tygodnie, b) potrzebowali nowych fotek do ulotek i plakatów na koncerty, które zarezerwowali tu, w LA.



Czy to wtedy Jack Lue zrobił to słynne zdjęcie w twojej knajpie, które trafiło na okładkę Reckless Road?

Tak. Gdy się dokładnie mu przyjrzysz, zobaczysz że ich wyrazy twarzy wskazują na to, że właśnie wrócili z piekła. Wiedzieli, że coś już zaczęli i że dokonają niebawem wielkich rzeczy. 20 lipca zadebiutowali z Welcome to the Jungle w Troubadour, piosenka opierała się na riffie Slasha, a Axl dokładnie wiedział, co z nim zrobić. Z każdym koncertem ich publiczność rosła. Na pierwszym występie było z 50 osób, potem na każdym kolejnym o 20 więcej, bo ludzie, którzy ich widzieli przyprowadzali następnych, zadziałała poczta pantoflowa. 20 września, w Troubadour zagrali po raz pierwszy Rocket Queen, a w październiku mieli wystąpić L.A. Guns, ale ktoś się od nich rozchorował, trzeba było odwołać koncert, a wtedy GNR wskoczyli na ich miejsce.

Pokazali się tam w swoich zwykłych ubraniach, nie biorąc tego wszystkiego na poważnie, ale pojawiło się również po raz pierwszy Paradise City i to było naprawdę cool. Zawsze mieli te w pełni gotowe, nowe utwory na każdy show, większość z nich z identycznymi solówkami jak na płycie. To było naprawdę coś i niewiele później, w grudniu, wrzucili kolejną nowość – Nightrain. Nagrywałem te wszystkie występy dla nich, potem puszczałem ciągle te kawałki w samochodzie i myślałem sobie, że są zdecydowanie dobre. Dwa tygodnie później, gdy do setu dołączyło My Michelle, stwierdziłem: „ta kapela jest na fali i wydaje się to robić zupełnie bez wysiłku, to zespół w stylu Led Zeppelin, a nie jakaś tam kolejna glam-grupa z Hollywood”.

Większość zespołów wówczas miało problemy z przebiciem się, a GNR skupiło się wyłącznie na powiększaniu swojego repertuaru.

Dokładnie tak, przynajmniej wtedy. Nikt nie próbował ich kształtować czy mówić co mają robić, a oni po prostu pisali piosenki. Z perspektywy outsidera, ciężko było dostrzec coś, co mogło ich wykoleić, bo byli jak grupa zabójców i po prostu nie mogli niczego schrzanić. Wiedziałem, że są blisko podpisania kontraktu,  ale nie sądziłem, że staną się tak wielcy. Przypuszczałem, że pozostaną taką undergroundową kapelą, która może dostać złotą płytę czy coś, ale nie spodziewałem się 10-krotnej platyny i prywatnych odrzutowców.



Axl to utalentowany wokalista, ale zawsze miał reputację, że jest trudny. Jakie wrażenie zrobił na tobie?

Axl to bardzo uparty gość, który od zawsze wiedział, czego chce. Pierwszy raz, kiedy go zobaczyłem, to było na próbie, a oni rozmawiali o aranżacji do Anything Goes. Pamiętam, że rzuciłem jakiś komentarz na ten temat, a on na mnie spojrzał, na nieznajomego kolesia i powiedział mi, że to nie moja sprawa i że nie potrzebuje mojej opinii. Ja mu na to odparłem: „spoko, człowieku, to była tylko sugestia, nie musisz mnie słuchać”. Później jednak naprawdę się zaprzyjaźniliśmy i nigdy nie miałem z nim problemów. Nie raz go widziałem sfrustrowanego pewnymi sytuacjami, ale nigdy nie wyładowywał się na mnie.

Widziałem jak wyładowywał się na innych i nie raz chciał mieć wszystko pod kontrolą, jak wówczas, gdy zrobili pierwszą demówkę i jeden z Gunsów chciał zrobić sobie kopię, a Axl na to: „no nie bardzo”, tak jakby nie chciał, żeby te nagrania gdzieś krążyły. Chciał je skitrać, przesłuchiwać i analizować, by mieć pewność, że wszystko jest jak trzeba. On jest perfekcjonistą w każdym calu, wszystko musi być zrobione odpowiednio, albo wcale. W pewnym momencie musiał się nauczyć żyć z tym, że nie jest wstanie kontrolować wszystkiego. Ludzie nagrywali koncerty, a on mógł np. zapomnieć ć tekstu, więc skończyło się na tym, że zaczął akceptować pewne sprawy, do pewnego stopnia. Co ciekawe, oni nie kłócili się nigdy o sposób pisania utworów, piosenki w zasadzie pisały się same, bez żadnych walk o władzę. Wiele kawałków zaczynało się od pomysłu Izziego, jak My Michelle czy Nightrain, potem Slash je czynił bardziej punkowymi lub rockowymi, np. to pełne dreszczu intro do MM to sprawka Stradlina, ale bez Slasha nie mielibyśmy tego ciężkiego riffu, który po nim następuje. Axl słuchał tych niedokończonych pomysłów i dokładnie wiedział czego im brakuje. Duff i Steven, następnie, sprawiali że piosenki nabierały rytmu, podpierając je swoimi pomysłami. Niektórzy twierdzą, że Axl był już wtedy najważniejszy, jako wokalista, ale chyba nawet on by się wówczas z tym nie zgodził. Gdybyście zabrali jednego z tej piątki, te utwory zmieniłyby się w drastyczny sposób. Początkowo w grupie panowała pełna demokracja, w latach 85-86 wszyscy nadawali na tych samych falach.

GNR to jeden z tych zespołów, które zdobyły kontrakt płytowy, mających od początku w składzie urzekające osobowości i swój styl.

Zdecydowanie. Byli rzadkością, ponieważ u nich to nie było tak, że tylko jedna czy dwie kwestie dobrze współgrały, jak w niektórych kapelach, gdzie był świetny gitarzysta, lub wokalista, lub bębniarz, albo piosenki, albo show na żywo. U nich to był cały pakiet, suma była większa niż poszczególne części. Posiadali każdy potrzebny element, który pasował do siebie jak puzzle. Zauważyłem, że pisanie utworów przychodziło im tak łatwo, panowała pełna demokracja, co się jednak miało zmienić. W 1988 roku podczas sesji do Lies, wtedy sprawy zaczęły wyglądać inaczej. Ciężej było wydobyć z nich muzykę, bo po prostu nie mieszkali już razem ze sobą, jak dawniej.
 
Przedtem, przebywali w tym małym magazynie, tam ćwiczyli i mieli swoje instrumenty, to był taki naturalny sposób tworzenia dla muzyków. To było na zasadzie: „hej, zobacz to”, a inny na to: „dobra, masz tu coś, ale gdybyśmy zmienili to i dodali tamto” albo „no, a ja pracuję nad tym, może to razem połączymy”. Po 87 roku wszyscy mieli swoje domy lub mieszkania i każdy tworzył osobno, w małych przydomowych studiach. Następnie, pokazywali te kawałki reszcie zespołu, a tamci nie mogli za dużo zrobić z całkowicie skończoną piosenką, jak wcześniej kiedy pracowali razem nad różnymi fragmentami.



Rozmawialiśmy ze Stevenem, znany jest z bycia naprawdę energicznym, zaangażowanym w spełnienie snu zostania bycie gwiazdą rocka oraz znającym też jego ciemne strony. Powiedział: „Brałem narkotyki, bo chciałem je brać”. On wydaje się uosabiać ten motyw życia – rock and roll i impreza codziennie. Czy myślisz, że była różnica między sposobem w jaki Adler balangował i sławą do której dążył, a tym co robili jego kumple jak Slash czy zwłaszcza Axl?

Steven był zawsze wielkim fanem Kiss i widział wszystko ich oczami, był wyrośniętym dzieciakiem, wiecznie podnieconym 8-latkiem. Jak wiecie, Paul Stanley chciał być ich producentem, po tym jak widział GNR na żywo, więc Adler niesamowicie się podekscytował zainteresowaniem ze strony członka Kissu. Z tym że pozostali Gunsi nie byli zachwyceni, podchodzili do tematu inaczej niż Steven, który był zafascynowany gwiazdami estrady. Jeśli chodzi o narkotyki, to sprawka Izziego. On i jego dziewczyna, Desi, byli ćpunami, a ja go wtedy nie lubiłem, bo zupełnie nie podobało mi się takie towarzystwo. Slash już wtedy pił, ale jeszcze nie było to dużym problemem. W momencie podpisania kontraktu  płytowego, Steven i Slash poszli jednak w dragi za Stradlinem i wtedy zaczęły się kłopoty.

Duff nie zamierzał mieć nigdy problemu z heroiną, jako że jego laska zmarła z przedawkowania hery w jego ramionach, gdy miał 15 lat. Cokolwiek McKagan robił, a wiem że robił różne złe rzeczy, jestem pewien że nie dotknąłby pana Brownstone. Nawet Axl się w to chwilowo wkręcił i wszyscy ukrywali branie przede mną, ale widziałem ich naćpanych proszących mnie o jedzenie. Mówiłem im wtedy: „nie, nie przyniosę wam żarcia, bo rozpieprzacie kasę na heroinę.” Zaopatrywałem ich w jedzenie wcześniej jak byli biednymi muzykami, którzy chcieli kupić ulotki albo struny do gitar, ale nie wtedy jak już mieli kontrakt z wytwórnią i chcieli się po prostu nawalić za darmo. Czułem się wtedy nieco dziwnie, jak ich matka czy ktoś w tym rodzaju (śmiech).

Rozśmieszyli cały świat wyrzucając Stevena za dragi a mnie ciekawi twoja opinia o jego wkładzie w zespół i sposób w jaki GNR zmienili się po jego odejściu. Czy miał swój styl, który ciężko było zastąpić albo skopiować?

Miał. Był wyjątkowy, a co ważne, jako że zarówno Duff jak i Izzy byli kiedyś perkusistami, widzieli pewne rzeczy jego oczami i mogli nad tym wspólnie pracować, albo nauczyć Adlera czegoś innego. Nie chce powiedzieć, że Steven nie pisał swoich partii, bo absolutnie to robił, ale widziałem kilkukrotnie, jak chłopaki patrzyli razem z perspektywy bębnów. Alan Niven powiedział w wywiadzie coś co miało sens, a mianowicie, że Adler nie został tak naprawdę wysiudany za narkotyki, ale bardziej dlatego, że muzyka na UYI była kompletnie inna od tego, co grali wcześniej, a on jej po prostu nie kumał. Było to coś zupełnie odmiennego od kołysania i rytmu na AFD, mniej rock’n’rollowe, a wymagające bardziej technicznego grania, jakie znali tacy pałkarze jak Sorum. Jeśli posłuchacie np. Locomotive, to wiecie o czym mówił Niven. Doszło już prawie do tego nierealnego, maszynowego bębnienia. Oczywiście, niektóre kawałki były starsze, jak Don’t Cry i te Steven mógłby spokojnie zagrać, ale wiele innych miało już totalnie inny styl, a sam proces ich pisania to była kompletnie nowa para kaloszy.

Spytam otwarcie, jak bardzo rozpierdolony był Steven, że stał się chłopcem do bicia, wywołanym do tablicy?

No cóż, tkwił w gównie po uszy, nie było co do tego żadnych wątpliwości. Sam nawet by to przyznał, ale inni Gunsi byli w podobnym stanie. Co ważne jednak, istnieje ta ogromna różnica między gitarzystą/basistą a perkusistą – będąc nawet lekko najebanym, to co może ci ujść na sucho gdy trzymasz wiosło, jest od razu widoczne, gdy siądziesz za garami. Poza tym, Adler bardziej zatracił się w nałogu od chłopaków i miał kłopoty z utrzymaniem rytmu w piosenkach. To jest fakt. Ale powtórzę się, ich proces tworzenia muzyki był również inny, niż w 85 roku. Jestem wielkim fanem Zeppelinów, więc jeśli spojrzycie na 5-letnią przerwę między materiałem na debiutanckim albumie, a tym na  Physical Graffiti, to różnica jest ogromna. Tak to już jest z tymi kapelami.

Zarządzałeś swoją knajpą, siedząc w LA i teraz pytanie – co wtedy sobie myślałeś jak obserwowałeś kosmiczną karierę twojego kumpla i jego kolegów z zespołu?

Byłem z nich po prostu naprawdę dumny. Dodatkowo szczęśliwy, że mogłem widzieć z bliska, jak to wszystko się rozwija. Wiedziałem, że ich na to stać i dokonali tego. To niezwykłe obserwować tak ekstremalny poziom sukcesu, zwaliło nas to z nóg.



Twoja książka “Reckless Road” to także inny poziom niesamowitości. Widziałem publikacje Stevena i Slasha, twoja jest dużo lepsza niż tamte. Nie wiem, jak to możliwe, że zdołałeś udokumentować całą tę historię GNR. Byłeś świadom, że obserwujesz, uwieczniasz, kolekcjonujesz historię muzyki?

Tak, ale jednocześnie to była także moja obsesja, część mojej osobowości każe mi być bardzo dokładnym w kwestiach, które uwielbiam. Niektórzy mają fioła na punkcie kart bejsbolowych, może nie są wariatami i tylko mają małe zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (śmiech). Muszą mieć każdą z nich. Coś podobnego ja też mam we krwi. Tak jak Slash napisał w swojej autobiografii, byłem zapalonym kolekcjonerem rzeczy związanych z Aerosmith i znałem się na zbieractwie. Wiedziałem jak zdobywać plakaty i ulotki, jak nagrywać koncerty, wycinać fragmenty z prasy i wszystko przechowywać. To samo robiłem w czasie trwania kariery Slasha, to było po prostu tylko przedłużenie mojego pierdolca na punkcie Aerosmith, tak to odbieram.

Jeśli poszedłem na występ i nie wziąłem ze sobą urządzenia do nagrywania, nie zabrałem ulotki z zespołem, to wtedy wiedziałem, że na zawsze stracę info o tym show. A jeśli nagrałem koncert, to ileż mnie to kosztowało? Dolca za taśmę?  To niska cena, jak za coś, co nazywałem perfekcją. GNR, dla mnie, byli nawet lepsi niż Aerosmith, bardziej jak LZ, z taką mocą i intensywnością. Oczywiście, kochałem Aerosmith, ich gitary, wokal, image, ale mimo wszystko wiedziałem, że LZ są lepszą kapelą. Po prostu potrafiłem rozróżnić ich klasę.

Podobają się mi UYI, solowe płyty Gunsów, oraz ChD, ale sądzę, że to już nie było to samo po odejściach Izziego i Stevena.

Po tym jak odeszli, to była kompletnie inna grupa. To znaczy, z jednej strony, rozumiem to, że każdy zespół musi się zmieniać i rozwijać, zamiast nagrywać ciągle takie same płyty. Ale z drugiej strony, ta zmiana wpłynęła na inny sposób działania tej kapeli. Członkowie przynosili skończone utwory i po prostu oczekiwali, że inni zgodzą się grać, to co oni mieli na myśli, tworząc te kawałki. Albo wręczali gotowe numery Axlowi mówiąc: „masz, napisz do tego jakiś tekst”. To ogromna zmiana, nigdy wcześniej tak to bowiem nie funkcjonowało. W przeszłości, Rose miał przygotowane fragmenty tekstu, a każdy z chłopaków dopisał jakiś riff czy solo, w ten sposób biorąc udział w procesie tworzenia muzyki. To było wówczas bardziej naturalne, ponieważ dawniej wszyscy przebywali tuż obok siebie.



Czy w momencie gdy Izzy przestał brać i wrócił do Indiany – zmieniło to relacje wewnątrz zespołu?

Nie, nie, po prostu dlatego, że Izzy się nie zmienia. Owszem, był już czysty, ale to nadal ten sam stary Stradlin. To ten sam gość co w 85 roku. Zresztą, wiele osób o tym nie wie, ale przez  około dwa tygodnie w 1996, GNR zeszli się w składzie z UYI. Pamiętam, co wtedy powiedziałem do Axla: „nie spieprzcie tego, po prostu zbierzcie się w jednym pokoju jak Traveling Wilburys, siądzcie na skrzynkach, bez dziewczyn, managerów, tylko wasze instrumenty i sprzęt do nagrywania. Uchwyćcie tę magię, która się pojawi, jako rezultat waszego ponownego bycia razem. Róbcie muzykę ze sobą i dla siebie, a nie dla świata i jego szkła powiększającego. Wyobraźcie sobie że ktoś wam oferuje 100 milionów dolarów za napisanie 12 piosenek. To kawałki, których nikt nie musi usłyszeć, ale muszą być skończone, a nikt wam nie zapłaci, jeśli nie udowodnicie, że naprawdę je wypracowaliście.” Oczywiście, nic z tego nie wyszło, dwa tygodnie później wszystko się rozpadło, ale z tego co zrozumiałem, Izzy miał nagrane około 50 utworów i planował je przynieść na te sesje nagraniowe, do których nigdy nie doszło.

Nie wiem czy Rose słyszał ten materiał Stradlina i uznał go za zbyt prymitywny, niemniej jednak, Slash przyniósł około 12 swoich piosenek, z których Axlowi podobały się ze trzy-cztery. Tylko wówczas Hudson zachował się jak przemądrzały ważniak, zabrał te wszystkie pomysły i rzekł: „dobra, to ja je sobie nagram ze Snakepitem”. Jestem świadomy, jak zasmuciło to Axla, to że Slash odszedł wraz z tymi kawałkami, ponieważ były one napisane wyraźnie dla GNR. To, że Rose nie chciał ich wszystkich, nie znaczy, że nie chciał popracować nad niektórymi. Wtedy Slash stał się zarozumialcem, po tym jak grał te koncerty dla dziesiątek tysięcy ludzi. Uderzyło mu to do głowy. Podobnie było z Joe Perrym, gdy odchodził z Aerosmith, myśląć że gdzieś zajdzie, a nie zaszedł nigdzie. Po trzech płytach Joe wrócił. To była tego typu sytuacja w GNR, tylko że Axl nigdy Hudsonowi nie wybaczył i jest ciągle na niego o to bardzo zły. Jest także wkurzony o to, co Slash powiedział zaraz po odejściu, a co dotyczyło zrzeczenia się praw do nazwy zespołu. To nic innego jak efekt błędów w przepływie informacji, ponieważ żaden z nich nie kłamie, ale niestety istnieją dwie różne historie i stąd dwie różne prawdy. Dzieje się tak m.in. dlatego, że istnieją pośrednicy, których dobrze nie znasz. Np, w swojej książce, Hudson pisze, że manager powiedział mu, że on i Duff muszą podpisać dokument albo Rose nie wyjdzie na scenę i dojdzie do zamieszek. Teraz jeśli spytasz Axla, on powie: „to stuprocentowe kłamstwo, nigdy tego nie powiedziałem, nigdy nie powiedziałem, że nie wyjdę na scenę”.

I wiecie co? Ze względu na to, że pośredniczył między nimi Doug Goldstein, ich manager, oni obaj mówią prawdę. Rose tego nie powiedział, tylko Doug to mówił i nacisnął na McKagana i Slasha, żeby mieć Axla z głowy, a oni to kupili. Nie jestem pewny co ani kiedy zostało powiedziane, ale to mogło być coś w stylu: „no dalej chłopaki, podpiszcie. Znacie Axla, jeśli to nie zostanie załatwione, on nie wyjdzie na scenę i zaczną się zamieszki”. Rose utrzymuje, że owszem, chciał żeby to parafowali, w celu posiadania praw do nazwy, w przypadku gdyby któryś z nich umarł, by uniknąć sytuacji gdy część udziałów przechodzi na żony czy narzeczone, ale nigdy nie twierdził, że w przeciwnym razie nie zagra koncertu. Hudson utrzymuje, podobnie jak Duff, że takie wydarzenie miało miejsce, więc jestem pewny, że tak było, że Doug to powiedział. Natomiast Rose jest wściekły na Slasha, że ten poszedł z tym do mediów, a ci napisali, że on nie wyjdzie na scenę, jeśli oni nie zrzekną się praw, albo że wymógł to na nich czy przejął je podstępem, bo to nie prawda. Tak jak mówię, w pewnym sensie obaj mają prawdę po swojej stronie, a cała rzecz sprowadza się do tego, że Axl nie jest w stanie wybaczyć Hudsonowi, że przekręcił tę historię w taki sposób, twierdząc że obaj z Duffem byli przez niego szantażowani.

Rose nazwał Slasha kłamcą, ale ten uważa że nie kłamał, tylko właśnie takie słowa usłyszał od managementu, Duff zaświadczy bowiem to samo. Naprawdę dziwne jest jednak to, że Axl rozmawia z McKaganem i jego nie nazywa łgarzem. Moje pytanie brzmi, skoro obaj twierdzą to samo, i tak samo opisali tę sprawę w swoich autobiografiach, to co oznacza że Rose jest wkurzony tylko na jednego z nich? To znaczy, że były tu jakieś problemy z komunikacją, każdy medal ma dwie strony, i jeśli nie ściągniesz obu stron w jedno miejsce w celu wyjaśnienia, co poszło nie tak, to nigdy nie będziesz w stanie rozwiązać tego problemu. Wszystko czego potrzebują, to dobra terapia z dobrym doradcą małżeńskim i prawdopodobnie będą w stanie wyjaśnić sobie 80% swoich zaszłości. Pozostałe 20% można potraktować na zasadzie, było, minęło, jak jakieś tam komentarze w prasie, których nie da się wybaczyć czy wyprostować, no ale 80% to już zawsze udany początek.



Mówisz o Slashu i Axlu, ale co z Izzym? Czy on jest tu dżokerem, ponieważ pojawiał się czasami na scenie u boku Axla w ostatnich 10 latach ?

Izzy to postrzelony paranoik. Nagrywa swoje płyty, wydaje je na iTunes i może czasem nawet zagrać jakiś koncert, ale tak naprawdę to nie można na nim polegać, bo może zapowiedzieć, że gdzieś się pojawi, po czym nie będzie tam po nim śladu. Miał pewnie ze 20 powodów gdy odchodził z GNR, ale dodatkowo był przerażony procesami sądowymi wytoczonymi przeciwko zespołowi po awanturze w St. Louis, miał paranoję, że straci wszystkie pieniądze, które zarobił z Gunsami i które w pewnym sensie zostawił po swoim odejściu. Zdezerterował ze statku, również dlatego, że Slash i Duff tak dużo pili i ćpali czekając na Axla na backstage.
Chlali i narkotyzowali się godzinami, a Stradlin nie mógł tego długo znosić, po tym jak już jakiś czas był czysty, to była dla niego zbyt duża pokusa. Następnie trzeba było płacić za nadgodziny dla członków ekipy, zespół grał koncerty i zarabiał setki tysięcy dolarów, a potem tracił tę kasę na dodatkowe pensje dla załogi i przedstawicieli organizatorów, którzy stali bezczynnie czekając na Rose’a. Należało także uiścić opłaty za przekroczenie czasu koncertu  (rozporządzenia władz miejskich), to było jak bulić za zboże, zamiast zarabiać na czysto. Izzy nie chciał w tym brać udziału, grać w zespole i nie widzieć tej kasy, mimo występowania dla dziesiątek tysięcy fanów co noc. Jeśli nie wychodzisz na scenę przed północą, to robi się później drogo.

Koszt klipu do DC - milion dolarów, odrzucił Stradlina i sprawił, że wówczas nie pojawił się na jego planie. Stąd wziął się ten słynny baner: „gdzie jest Izzy?”. Zadzwonił do mnie tuż przed tym jak mieli zacząć kręcić ten teledysk i prosił o kopie starych filmików, gdy nagrywałem ich na żywo. Chciał, żeby chłopaki zerknęli na te fragmenty i złożyli z niego klip. Izzy nie jest z tych, którzy uwielbiają sobie dogadzać, to człowiek całkowicie zafiksowany na muzykę. To luźny, bezpretensjonalny, naturalny gość, który chciał być w VR jako wokalista/gitarzysta rytmiczny, potem zapakować się z zespołem do vana i pojechać w trasę koncertową. Reszta chłopaków chciała wejść na wyższy poziom powagi jako grupa, a on lubi wszystko upraszcać. Nie lubi dramatów, problemów, skomplikowanych kwestii. Jeśli spięcia między Axlem i Slashem były wyjaśnione, Izzy był tuż obok nich, on po prostu nie lubi konfrontacji.



Link: http://www.legendaryrockinterviews.com/2012/04/22/legendary-rock-interview-with-guns-n-roses-insider-and-author-marc-canter/

« Ostatnia zmiana: Października 02, 2017, 08:11:28 pm wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline domino236

  • Atittude
  • ******
  • Wiadomości: 1432
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +427
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #1 dnia: Października 02, 2017, 08:59:11 pm »
+2
Genialne, dzięki.

Za każdym razem jak czytam te informacje z ok. 95-96r., szlag mnie trafia. Jak można było rozpierdolić największy zespół na świecie? Tyle straconej muzyki...

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • One In A Million
  • *****
  • Wiadomości: 5069
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1724
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #2 dnia: Października 03, 2017, 08:19:35 am »
0
Olaboga. Kiedy ja to przeczytam! :)

Wysłane z mojego HUAWEI VNS-L21 przy użyciu Tapatalka

...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.
GNR
Warszawa 15.07.06, Praga 27.09.10, Rybnik 11.07.12, Gdańsk 20.06.17
Slash
13.02.13, 12.02.19, 16.04.24

Offline owsik

  • magister guns n'roses
  • One In A Million
  • *********
  • Wiadomości: 6429
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +866
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #3 dnia: Października 03, 2017, 09:09:50 am »
0
A to Reckless Road jest w języku polskim wydana?
"Co ludzie powiedzą" sezon drugi, odcinek piąty
;)

Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3532
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3632
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #4 dnia: Października 03, 2017, 09:58:33 am »
+2
Nie. I zastanawiam się, dlaczego. Rozumiem, że czyimś zdaniem temat nie jest zbyt chwytliwy (?), ale skoro tak jest, to dlaczego wydajemy Micka Walla? 
« Ostatnia zmiana: Października 03, 2017, 11:50:35 am wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline mafioso

  • Marketing
  • Street of dreams
  • *******
  • Wiadomości: 12096
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +2233
    • As Koncertowy
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #5 dnia: Października 03, 2017, 10:24:47 am »
0
Cytuj
zarówno Duff jak i Izzy byli kiedyś perkusistami, widzieli pewne rzeczy jego oczami i mogli nad tym wspólnie pracować, albo nauczyć Adlera czegoś innego. Nie chce powiedzieć, że Steven nie pisał swoich partii, bo absolutnie to robił, ale widziałem kilkukrotnie, jak chłopaki patrzyli razem z perspektywy bębnów.

O tym to słyszę pierwszy raz.

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8693
  • 17000 postów
  • Respect: +4406
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #6 dnia: Października 03, 2017, 05:04:15 pm »
+1
polskie wydawnictwa nie chca Reckless Road, bo uwazaja ze album pelny zdjec z lat 80-tych zainteresuje tylko zagorzalych fanow, i nie bedzie na nim zarobku, wiec wola wydawac gnioty typu Mick Wall czy Patrzac jak krawisz, bo to kupuja janusze

i zadne argumenty do nich nie docieraja, mimo ze to najlepsza ksiazka o GNR, nie napisana przez czlonka zespolu

wydawnictwo mowi: no ale ta ksiazka opowiada tylko o jednej plycie, i co z tego ze to najlepiej sprzedajacy sie debiutancki album w historii rocka, a fotki i opisy sa z pierwszej reki (od szostego Gunsa!) lepiej wydac Walla, ktory nie gadal z Axlem od 25 lat :)
« Ostatnia zmiana: Października 03, 2017, 05:07:04 pm wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3532
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3632
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #7 dnia: Października 03, 2017, 07:00:45 pm »
0
Nie będę udawać, że taki status quo mnie dziwi, bo po pierwsze, nie urwałam się z choinki, a po drugie, obserwuję sektor wydawniczy od lat i niejedno widziałam.
Dodam tylko tytułem ciekawostki, że Włochów stać było na przetłumaczenie Cantera. To, jak książka się sprzedała, pozostaje dla mnie tajemnicą, choć podejrzewam, że niezbyt dobrze, bo wielokrotnie próbowałam nabyć ją online i zawsze bez skutku.
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • One In A Million
  • *****
  • Wiadomości: 5069
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1724
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #8 dnia: Października 06, 2017, 10:49:06 pm »
0
Dobra! Przeczytałem tą część. Jeszcze druga <olaboga>

Koleś fajnie mówi o GNR. Aż się chce po raz kolejny zanurzyć w lata 85-87... może przy okazji biografii Axla kiedyś tam wrócę.
...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.
GNR
Warszawa 15.07.06, Praga 27.09.10, Rybnik 11.07.12, Gdańsk 20.06.17
Slash
13.02.13, 12.02.19, 16.04.24

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8693
  • 17000 postów
  • Respect: +4406
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #9 dnia: Grudnia 03, 2017, 11:44:49 pm »
+1
Guns N' Roses Podcast Episode 37: Marc Canter Interview (Reckless Road, Canter's Deli)!
https://www.youtube.com/watch?v=ven-LgyixSQ

Polgodzinna rozmowa wideo z Canterem, nagrana w jego restauracji, tego faceta mozna sluchac godzinami  :)
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline naileajordan

  • Garden Of Eden
  • ********
  • Wiadomości: 3532
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3632
Odp: Gunsopedia - Wywiad z M. Canterem - cz. 1
« Odpowiedź #10 dnia: Grudnia 05, 2017, 06:39:03 pm »
0
I to jest ten moment, kiedy człowiek zaczyna żałować, że na lekcjach angielskiego, kiedy inni wałkowali rozumienie ze słuchu, myślał o niebieskich migdałach.

Chciałabym przeczytać książkę Cantera. Dobrze, że na forum są chociaż fragmenty.  :)
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

 

Rob Gardner opowiada o początkach Guns N’ Roses – wywiad (2021)

Zaczęty przez naileajordan

Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 2170
Ostatnia wiadomość Sierpnia 23, 2021, 07:54:57 pm
wysłana przez Hubik