Chinese Democracy – dziedzictwo, które dzieli; cz. 2/2 Link:
https://www.billboard.com/articles/columns/rock/8490842/guns-n-roses-chinese-democracy-album-legacy?fbclid=IwAR3LIZ8pYL_B4onrUASURDHUiRkmX4N6ITrTrW4AgXJEaRJrW7p43s91NxA Część 1.:
https://gunsnroses.com.pl/forum/artykuly/chinese-democracy-8211-dziedzictwo-ktore-dzieli-cz-12/msg482195/?boardseen#new Co się tyczy Slasha, to mówiąc w wywiadzie dla
Total Guitar z 1997 roku, że „brzmienie Rose’a jest znacznie bardziej syntetyczne niż cokolwiek, do czego mógłbym się zbliżyć”, prawdopodobnie napiętnował „Chinese Democracy” szkarłatną literą [znak hańby, symbol upowszechniony przez powieść Nathaniela Hawthorne’a o tym samym tytule - przyp. tłum.].
Bez aprobaty Slasha płyta nie mogła wkraść się w łaski starych fanów z Sunset Strip. Z drugiej strony, tych czternaście kawałków mogło brzmieć dla Slasha nazbyt surowo. Przecież o uroku „Chinese Democracy” w części decyduje jej miejscami postapokaliptyczne i cybernetyczne brzmienie.
„Nie potrafię sobie wyobrazić solówki z ‘Riad N’ the Bedouins’ w wykonaniu Slasha”, twierdzi Klosterman, który – podobnie jak wielu krytyków muzycznych na przestrzeni lat – wrócił do „Chinese Democracy”, żeby przeanalizować techniczne wirtuozerie Bucketheada, Robina Fincka i Bumblefoota. To dzięki nim płyta jest jednym z ostatnich albumów, na których gitarowe solówki mają tak ogromne znaczenie.
„Kiedy słucha się tych solówek w dzisiejszych czasach, [dochodzi się do wniosku, że to] epicki album”, dodaje Zutaut.
Jednakże i Klosterman, i Zutaut z trudem przypominają sobie to, kto zagrał na „Chinese Democracy” jakie solówki (o wskazówki do których prosili fani zespołu), a także to, że gdzieś w trakcie miksowania „This I Love”, tęsknej fortepianowej ballady Axla, zaginęła harfa. Na nieszczęście duża część emocjonalnego czaru płyty ulotniła się z winy Pro Tools.
„Pokochanie tego albumu było niemal równe wyparciu się zespołu, który istniał przed nim”, twierdzi Wild.
Axl Rose był albo zbyt uparty, żeby opuścić [tonący] statek, albo całkowicie oddany misji odbudowania swojej pozycji na zgliszczach dawnego zespołu. Tak czy inaczej, porywający rozwój wydarzeń doprowadził do powstania bardziej wieloaspektowego dzieła sztuki współczesnej niż czegoś, co przypadłoby do gustu przeciętnemu odbiorcy.
„Kiedy rozmawiałem z Axlem, jego wizja była zdecydowanie punk rockowa”, mówi basista Stinson, który przez około 18 lat dbał o jedność rytmicznej sekcji zespołu. „Posiadał prawa do nazwy i miał nastawienie w rodzaju ‘wszystkie skur****ny uciekły, a ja przejąłem nazwę i dalej działam jako Guns N’ Roses’. Możesz uznać, że jestem stuknięty, ale w tamtym momencie powiedziałem: ‘K***a, stary, jestem z tobą’”.
Stinson ma etos punkowo-rockowy, ale wielu pracujących nad „Chinese Democracy” muzyków podpisało umowy o zachowaniu poufności, które nie pozwalały im rozmawiać o procesie nagrywania i które znajdują się obecnie pod pieczą prawników.
Była jesień roku 2008. Axl Rose, Stinson oraz inni muzycy mieli na swoim koncie jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów w dziejach rocka… i nikt nie miał prawa o tym mówić, ponieważ Axl Rose, wielki wódz, odmawiał promowania płyty. Nie było żadnych epickich teledysków, żadnych nocnych wystąpień, żadnych okładek „Rolling Stone”. Dopiero w 2009 Axl udzielił „Billboardowi” pierwszego liczącego się wywiadu, w którym skarżył się na wytwórnię. Ten, kto chciałby wytropić jego wcześniejszy wywiad dla prasy głównego nurtu, musiałby cofnąć się o dekadę! „Chinese Democracy” zginęło zatem we mgle zimnej wojny Axla na dwóch frontach – przeciwko Interscope i własnym demonom.
Nikt dokładnie nie wie, dlaczego Axl odmówił lansowania dzieła swojego życia, które pochłonęło 14 lat pracy i około 14 milionów dolarów. Aura tajemnicy skłoniła fanów do tworzenia własnych teorii. Może tego rodzaju uniki miały służyć uchronieniu się przed krytykami?
„Axl jest niebywale kruchą i wrażliwą osobą”, twierdzi Zutaut, któremu przyklaskuje ktoś, kto również pracował przy tworzeniu „Chinese Democracy”. Czy Rose chronił samego siebie, pielęgnując jednocześnie swój wizerunek jako „Howarda Hughesa rocka”?
„Myślę, że inni członkowie zespołu współtworzyli coś w rodzaju kokonu bezpieczeństwa”, mówi Doug Goldstein, czyli jeden z menedżerów, którzy w trakcie nagrywania „Chinese Democracy” wylądowali na czarnej liście Axla. „Bez nich byłby to solowy album Rose’a i [Axl] nie mógłby później powiedzieć, że jakaś piosenka nie udała się z winy Slasha czy coś w tym guście”.
Jeżeli cokolwiek przemawia za tym, żeby „Chinese Democracy” było solowym albumem Rose’a, to chyba to, że każdy kawałek na tej płycie jest psychologicznym portretem Axla, nie zaś jego zespołu.
„Sometimes I feel like the world is on top of me, breaking me down”, pisał [Axl] w „Scraped”, do którego tekst prawdopodobnie został zapożyczony z nieopublikowanego kawałka pt. „Atlas Shrugged”… „No one ever told me when I was alone, they just thought I'd know better”, szepcze sadystyczny, dziecięcy głos w „Better”…
Są [na płycie] kawałki, które mówią o przemocy, zdradzie i manipulacji. Podobnie jak Dylan w późnych latach sześćdziesiątych, [Axl] karał hipokrytów zjadliwymi utworami, które dla większości fanów są niestety nieco zbyt intelektualne. Mogłoby się wydawać, że prosił fanów o to, żeby myśleli jak wybitni poeci.
W „Street of Dreams” stworzył coś, co może być interpretowane czy to jako pożegnalny list do byłej kochanki, czy to jako utwór na temat byłego kolegi z zespołu: „What I thought was beautiful, don’t live inside you anymore”. W „Sorry” [Axl] zdawał się przemawiać do fanów, w tytułowym kawałku – do chińskiego rządu, w balladzie „Prostitute” prowokacyjnie zadawał pytania, których żaden dziennikarz nie miał prawa zadać: „What would you say, if I told you that I’m to blame”? Nic z tego nie było dla fanów Guns N’ Roses łatwe do zrozumienia.
W studiu [Axl] digitalizował muzykę przy pomocy ukrytych sampli, efektów i magicznych sztuczek, które oddaliły GNR od Aerosmith i popchnęły ich w stronę Nine Inch Nails – co dla części fanów było trudne do zaakceptowania. Fanatycy mieli nigdy nie wybaczyć Axlowi tego, że zmienił ubóstwiany przez nich zespół w melancholijny projekt naukowy. Przez czternaście lat czekali na wysmakowaną przyjemność w rodzaju „Appetite For Destruction”, tymczasem dostali płytę obfitującą w klawisze, dance’owe bity i orkiestrowe aranżacje z udziałem harfy. Płytę będącą hard rockowym odpowiednikiem Dylana, który [na festiwalu] w Newport „przeszedł na elektrykę”.
Doug Goldstein tak oto opisuje twórczą postawę ówczesnego Axla: „Gdyby to zależało od Slasha, Guns N’ Roses graliby jak AC/DC i każdy ich album byłby kolejnym ‘Appetite’. Gdyby to zależało od Axla, byliby jak Beatlesi – każda płyta znaczyłaby rozwój”.
Podobnie jak fani Beatlesów w 1970, tak i my kibicowaliśmy albo jednej [Slash], albo drugiej [Axl] stronie – i dopóki w roku 2016 owe strony się nie zeszły, część fanów trwała w stanie czegoś, co można by określić jako rozwód z Guns N’ Roses.
Acz zrzucanie na Axla czy Slasha całej winy za wyobcowanie „Chinese Democracy” czy jej „bycie celem, który uświęca środki”, byłoby niesprawiedliwością.
Jest także na ten temat inna teoria, ciążąca bardziej w stronę przemysłu [muzycznego] i mówiąca o niechęci fanów do płyty. To ona miała wpłynąć na decyzję Axla o tym, żeby nie promować, ale i nie wyprzeć się „Chinese Democracy”.
„Myślę, że [Jimmy Iovine] nigdy nie dał [płycie] szansy. Przyjął postawę w rodzaju: ‘Zgoda, wyłożę kasę, ale potem zespół znów się zejdzie’. Sądzę, że ciągle czekał na to, aż piłka wreszcie spadnie”, twierdzi Stinson, któremu wtóruje Wild.
„Myślę, że [Jimmy Iovine] w pewnym sensie sabotował [cały projekt]. Popełniono wiele fałszywych kroków. Wszystkie były związane z wytwórniami i wszystkie należy łączyć z niepowodzeniem płyty”, dodaje Tommy.
Istnieje pewien udostępniony Billboardowi do oceny klip audio, pochodzący najprawdopodobniej z czerwca 2014 roku. Axl Rose gra w nim na fortepianie i snuje dla grupki przyjaciół opowieść. Wtajemniczeni opisują ją jako „Twain-y”, czyli „Twainowską”, „zacięciem przypominającą Marka Twaina”.
„Posłuchaj, posłuchaj, musisz zrozumieć”, mówi [Axl]. „Kiedy zobaczysz prawdziwą grafikę mojego albumu, nie tę, którą widzisz [teraz], [zrozumiesz] powód, dla którego jej nie promowałem. Prawdziwa grafika jest tym, co będę promował”.
Następnie Axl zaczyna grać składankę z repertuaru Eltona Johna. Pojawia się opis fortepianu, który został wykorzystany do nagrań. [Wydaje się, że] jego pokrywę zdobił spersonalizowany motyw, którego nie widzieli nawet najbardziej wtajemniczeni fani.
Początkowo album „Chinese Democracy” miał mieć trzy różne okładki (granat, czerwona ręka oraz rower), ale ostatecznie tylko minimalistyczny rower trafił do masowego odbiorcy i nierozerwalnie zrósł się z płytą, która była przeciwieństwem minimalizmu.
„Wyrwali mu go z rąk”, twierdzi Stinson. „W ostatniej chwili, gdy nie był na to przygotowany…”.
Fani nigdy nie widzieli wersji „Red Hand”, która – jak się mówi – była szczególnie droga Axlowi. Jej autorem był chiński artysta Shi Lifeng. Album w tej okładce doczekał się ograniczonej liczby egzemplarzy, ale nigdy nie znalazł się w ekskluzywnej ofercie Best Buy, której nie udało się wejść w jego posiadanie (jeśli wierzyć „Wall Street Journal”, Best Buy przeżywała w czasie recesji gospodarczej chude miesiące). Najbardziej wyczekiwany album w dziejach rocka skończył więc na kartonowych półkach Best Buy, w okładce spod szyldu „zrób to sam”, której Axl nie zgodził się promować.
Mniej więcej w tym samym czasie Wal-Mart zaczęła sprzedawać „Black Ice” AC/DC, a wraz z nim poświęcone zespołowi koszulki i gry wideo. [Efekt był taki, że], jak podaje Nielsen, w ciągu pierwszych dwunastu tygodni album rozszedł się w nakładzie 1,95 miliona egzemplarzy. Oczywiście gitarzysta AC/DC, Angus Young, był pupilkiem mediów, podczas gdy Rose był chimeryczny. Co nie zmienia faktu, że Interscope Geffen wydała prawdziwy hit, a promowała go tak, jak gdyby wcale nim nie był.
Najbardziej wyczekiwany album w dziejach rocka uginał się pod gradem ciosów poniżej pasa, w niechcianej okładce, ale to kolosalnych rozmiarów błąd marketingowy zadał mu nokautujący cios à la Tyson.
Pozostaje jedno pytanie. Czy teraz, kiedy doczekała się statusu vintage i niepisanej aprobaty Slasha i Duffa w trakcie trasy Not In This Lifetime, „Chinese Democracy” zostanie zaakceptowana jako część kanonu Guns N’ Roses? Zespół w nowym-starym składzie zagrał sporo kawałków z tej płyty (a „Better” oraz „Chinese Democracy” to filary standardowej setlisty). Czy widok Slasha grającego – po raz pierwszy publicznie – „Chinese Democracy” na koncertach w Troubadourze i Vegas był dla fanów Guns N’ Roses zamknięciem pewnego rozdziału? Ciężką obrazą? A może…?
„Dla większości”, odpowiada Trunk, „to był znak, że czas pójść po piwo albo do toalety…”.
Odkąd w kwietniu 2016 rozpoczęła się trasa Not In This Lifetime, „Chinese Democracy” rozeszła się, jak podaje Nielsen, w nakładzie 7 900, co samo w sobie jest mało znaczące. Za to jeśli chodzi o streaming, to odnotowano duży wzrost – z 8 do 24 milionów (dane dotyczą wszystkich kawałków z płyty łącznie). Oznacza to, że obecność Slasha i Duffa oraz trasa miały ogromny wpływ na popularność albumu. Sukces reunionu pobudził także wyobraźnię muzycznych potentatów i przybliżył „Chinese Democracy” nowemu pokoleniu fanów.
„Jednym z najlepszych aspektów poreunionowej trasy jest to, że możemy słuchać materiału z ‘Chinese Democracy’ w wykonaniu Slasha oraz Duffa i przekonać się, ile zyskuje na ich obecności… Mogę sobie tylko wyobrażać, jak brzmiałby ten album, gdyby to oni na nim zagrali”, mówi Zutaut.
Z kolei Trunk uważa, że reunion wzmógł zainteresowanie płytą: „[Zainteresowanie] wzrastało powoli, a dzięki graniu kawałków [z „Chinese”] na koncertach ludzie na nowo odkryli ten album”.
Pytanie za sto punktów brzmi, czy Axl Rose zaangażuje Slasha i Duffa w nagrywanie – czy ponowne nagrywanie – materiału na drugą część „Chinese Democracy”. Wokalista mógłby przecież poprosić dawnych kolegów o pomoc w ukończeniu niedokończonego arcydzieła, które mędrcy z dawnych lat uparcie spisują na straty i którego nie chcą uznać za część muzycznej spuścizny Guns N’ Roses.
„‘Chinese Democracy’ pokazuje, jak ważny dla Guns N’ Roses był Izzy Stradlin”, twierdzi Alan Niven, menedżer zespołu z lat 1986-1991.
Dla wielkiego fana Izzy’ego, jakim niewątpliwie jest Niven, były gitarzysta GNR był wędzidłem trzymającym w ryzach nieokiełznany geniusz Axla, głosem, który nie pozwalał mu zatracić się w otchłaniach braku ograniczeń… To właśnie czyni „Chinese Democracy” równie fascynującym studium twórcy, który traci kontrolę akurat wtedy, gdy tak rozpaczliwie próbuje ją utrzymać.