Autor Wątek: Axl oczami Santego D’Orazio (Vogue 2006)  (Przeczytany 4606 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Better
  • *******
  • Wiadomości: 3470
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3547
Axl oczami Santego D’Orazio (Vogue 2006)
« dnia: Lipca 16, 2020, 10:57:39 pm »
+2
Axl oczami Santego D’Orazio (Vogue 2006)



W grudniu 2006 roku na łamach włoskiego magazynu „Vogue Uomo” zostały opublikowane zdjęcia Axla. Był to pierwszy tego rodzaju materiał od 13 lat.
Autorem zdjęć był zaprzyjaźniony z Axlem Sante D’Orazio, który opatrzył fotografie dłuższym artykułem.
Zapraszam do lektury tłumaczenia z oryginału.
   

*Za link i zdjęcia dziękuję @sunsetstrip



Drugie życie Axla z Guns N’ Roses, obrazoburczej legendy lat dziewięćdziesiątych i epoki grunge’u, widziane ultrarealistycznym okiem Santego D’Orazio.
Po trzynastu latach i ekscesach życia spod szyldu seksu, narkotyków i rock and rolla.
Bo „nie ten jest silny, kto nigdy nie upada, ale ten, kto po upadku potrafi się podnieść”.
 


Niezależnie od tego, jak to może wyglądać z zewnątrz, musiałem sporo babrać się w gównie, żeby stać się tym, kim jestem. Podobnie zresztą jak my wszyscy.

Te fotografie, droga, jaką przeszedłem, żeby je wykonać, a także kryjąca się za nimi historia są metaforą tego, co nieodzowne, żeby utrzymać się w pionie – i to dotyczy i mnie, i Was, i Axla Rose’a.

Wiosną zeszłego roku byłem w Nowym Jorku, pochłonięty własnymi sprawami, i swoim zwyczajem udzielałem się towarzysko. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale każdego wieczoru wychodziłem z lokali na krótko przed tym, jak wchodził tam Axl. Rozmijałem się z nim o parę chwil.
Zacząłem otrzymywać zaproszenia na imprezy, na których i on miał się pojawiać. Trwało to kilka tygodni, choć tak naprawdę nie miałem od niego wieści od trzynastu lat i wcale nie byłem pewien, czy mam ochotę się z nim spotykać.
 


Nasze drogi rozeszły się w roku 1993, w samym środku zawieruchy. Seks, narkotyki i rock and roll przyćmiły nam wówczas umysły, a kiedy kurz w końcu opadł, życie rzuciło nas w różne strony. Nikt nie miał odwagi wytykać nosa poza własny pancerz, w obawie, że oberwie między oczy.

Mam w domu dwa zdjęcia Axla. Jedno to utrzymany w nienachalnie bożonarodzeniowym klimacie portret, wiszący obok mojego, równie nienachalnie świątecznego portretu; na drugim Axl ściska między nogami czaszkę, jakby chciał powiedzieć: „memento mori”.

W końcu zadzwoniła do mnie stara znajoma, która jest dla niego kimś w rodzaju matki zastępczej, asystentki, rodziny. Ma na imię Beta. Kiedy usłyszałem jej głos, wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Ona czuła to samo.

„Proszę, przyjdź do studia, Axl chce się z tobą spotkać”, powiedziała.

Poszedłem tam z moim dwunastoletnim synem. Byłem nerwowy, Axl również. Na mój widok przerwał pracę. Uściskaliśmy się jak krewni, którzy nie widzieli się od lat. W naszym przypadku było ich trzynaście.

„Nic nie mów”, poprosiłem. „Nie chcę się rozpłakać przy tych ludziach”.

Potem jakimś sposobem znaleźliśmy się w mojej kuchni, a ja gotowałem dla wszystkich makaron. Axl z miejsca zauważył swój portret obok mojego. Fotografia czekała na niego od trzynastu lat. Beta wyjawiła mi, że on również powiesił na ścianach zdjęcia, które mu podarowałem.

Byliśmy jak bliźniacze dusze, nawet nasze historie były podobne.
Axl przepadł na wiele lat, a ja przepadłem wraz z nim. Ból, rozczarowanie i problemy osobiste wystawiły wysoki rachunek. Tkwiłem po uszy w gównie, czułem, że spadam w przepaść, i nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie odnalazł. Dopóki pewnego ranka, zupełnie nieoczekiwanie, nie obudziłem się i nie poczułem, że ożywam. Choć to też nie było łatwe.

Nikt nas do niczego nie zmuszał, potrzebowaliśmy odmiany, ale nie byliśmy w stanie nic zdziałać w pojedynkę. Takim ludziom jak my okresy przejściowe nastręczają sporo trudności.
Postanowiliśmy puścić przeszłość z dymem i zacząć wszystko od nowa. Kiedy dym się rozproszył, okazało się, że on trzyma w ręku kanister benzyny, a ja zapałki.
Zmieniliśmy się tak, jak tylko my potrafimy to zrobić. Płomień znowu w nas zapełgał. Nadeszła pora, żeby ponownie dać się uwieść muzom, co też uczyniliśmy.

Gdzieś z tyłu głowy zawsze miałem powiedzenie: „Nie ten jest silny, kto nigdy nie upada, ale ten, kto po upadku potrafi się podnieść”.

Zapytałem go, czym zajmował się przez te wszystkie lata.
„Trzydzieści czy czterdzieści spraw w sądzie, adwokaci i rozmaite problemy… Jak przy tym wszystkim miałem myśleć o piosenkach?! A ty?”

Ja rozwiodłem się, straciłem rodzinę i majątek. Próbowałem koić ból, podwajając czy nawet potrajając wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. Wyrzekłem się tłumów, miłości, życia.
„Myślałeś, że nadal fotografuję wystrojone panienki?!”

Obaj opuściliśmy na życie kurtynę i postanowili wegetować w cieniu.

Teraz, kiedy to piszę, Axl jest świeżo po trasie po Europie. Kończy nagrywać długo oczekiwaną płytę i przymierza się do koncertów w Ameryce. Ja zamierzam wystawić swoje prace w Kunsthausie w Wiedniu, potem w Haus der Kunst w Monachium; do tego wypuszczę trzy albumy. Każdemu, kto zdążył w nas zwątpić, możemy zgodnie odpowiedzieć: „Pie***rz się!”.

Wielki powrót zawsze jest inspirujący i kiedy poproszono mnie, żebym wybrał temat tego numeru, rzuciłem: „Axl Rose”.
 

Miał za sobą trzynaście lat przerwy – żadnych zdjęć, żadnych wywiadów, żadnych artykułów… Rzuciłem wszystko na jedną szalę, i to zarówno, gdy szło o niego, jak i o magazyn, dla którego mam głębokie poważanie. Musiało mi się udać – dla nich i dla mnie. Jakiś czas później odkryłem, że to ja przed trzynastu laty fotografowałem go jako ostatni.

29 lipca wczesnym rankiem wylądowałem w Londynie. Axl wybrał to miasto na bazę wypadową. Dotarłem do hotelu i… czyj wóz był zaparkowany tuż obok? Axla! Właśnie wracał z jakiejś nocnej imprezy. Dla wielu była to pora śniadania, ale my dopiero mieliśmy pójść do łóżek. Wpadłem w wir. Nadeszła pora, aby zapiąć pasy bezpieczeństwa i założyć kask, bo tutaj nie ma i nigdy nie było żadnych reguł. 

Tymczasem dzień chylił się ku końcowi. Trzeba było wsiąść do helikoptera i polecieć na miejsce koncertu. Z aparatem w ręku przyglądałem się, jak Axl czeka na wezwanie muz. Obiekt był po brzegi wypełniony młodszymi od nas o połowę ludźmi, niecierpliwie czekającymi pod sceną.
Co wieczór powtarzał się ten sam scenariusz. Młodzi ludzie znali jego piosenki na pamięć. Niewiarygodne!

Axl wrócił, żeby wziąć odwet. Kipiał energią i talentem. Młodzi ludzie płakali, płynęły fluidy… Mój przyjaciel znów był na scenie, a widownia niemal roznosiła lokal! Powietrze iskrzyło od magii, mnie rozpierała duma. Byłem nim, a on był mną. Był każdym z nas w tym orgiastycznym tłumie, który czynił go tak wielkim.
 

Tym właśnie jest historia sztuki, i nieważne, czy w grę wchodzi muzyka, malarstwo, czy cokolwiek innego. To historia człowieka, który potrafi być inny, potrafi zgłębiać nieznane. Natura ludzka na ogół woli to, co swojskie i znajome. Tyle że odnosi się to do zwykłych śmiertelników. Axl przypomniał mi Boba Dylana, który w Londynie został wygwizdany za to, że postanowił obrać nowy kurs. I Johnny’ego Casha, wystawionego do wiatru przez wytwórnię, której sam zapewnił sukces. A wszystko za sprawą oportunistów, obrońców aktualnego stanu rzeczy, zaprzysięgłych wrogów zmian…

Talent nigdy nie umiera – ta podróż dowiodła mi tego ponad wszelką wątpliwość.

Należy pamiętać, że w przemyśle [muzycznym] nie ma miejsca na serce. Liczą się tylko pieniądze. Pal licho ofiary.     

Pewnego wieczoru Axl zaprosił na scenę dziesięcioletniego chłopaka. Maluch miał wszystkie teksty Guns N’ Roses w jednym palcu. Coś niesamowitego! Słuchanie starych kawałków było jak podróż w czasie i przestrzeni. Minione lata zdawały się nigdy nie istnieć. Przyznaję, że ponownie poczułem ucisk w gardle, ale było w tym coś wielkiego.

Tymczasem koncert dobiegł końca, kolejne godziny umknęły jedna za drugą i trzeba było wrócić do Londynu. Nadeszła pora śniadania – czy raczej: pójścia do łóżka – a słońce stało już wysoko na niebie.

Nam śniadanie zaserwowano o siódmej wieczorem i była to Bloody Mary, nie sok z pomarańczy. Potem dla kurażu jeszcze Jack Daniels i znowu trzeba było ruszać w drogę.

Po trzech dniach dotarło do mnie, że muszę rozprawić się z tym, kim byłem, i pstryknąć kilka zdjęć. Moja podróż miała trwać siedem dni, wypełnionych koncertami, posiłkami i imprezami. Nieźle, co? Pod warunkiem, że człowiek nie ma do wypełnienia misji, a tym właśnie była dla mnie moja praca. Z własnej woli znalazłem się na linii ognia. Po trzynastu latach pustelniczego życia miałem fotografować Axla, mojego przyjaciela. Wyłożyłem nawet na to z własnej kieszeni. Tymczasem zbliżał się ósmy dzień, a ja nie miałem ani zdjęć, ani wywiadu… Byłem po uszy w gównie. I przednio się przy tym bawiłem!   

Żarty się skończyły, trzeba było zakasać rękawy. Nastał dziewiąty dzień i oto jak czarodziej musiałem wyciągnąć królika z cylindra. Obaj potrzebowaliśmy inspiracji.
Zadzwoniłem do przyjaciółki. Była nią pewna Ukrainka, ponętna, metr osiemdziesiąt wzrostu. Zapytałem, czy miałaby ochotę pozować z Axlem. Zjawiła się w butach na wysokim obcasie, nieprzemakalnej pelerynie, pończochach i biustonoszu. Zamyślałem pstryknąć cztery czy pięć zdjęć, tymczasem powstał cały album. Z tego, co mi wiadomo, nadal się widują. Cóż, dobry ze mnie kumpel…
 
 


Każdy zdążył już wyrobić sobie o mnie i Axlu swoje zdanie. Wy również.

Ludzie mają to do siebie, że kiedy osiągasz oszałamiający sukces, zaczynają życzyć ci porażki. Za to są gotowi żarliwie ci kibicować, gdy mozolnie wygrzebujesz się z otchłani. Mam na ten temat własną teorię. Według mnie chodzi o egocentryzm. Kiedy wzbijasz się wysoko, życzą ci upadku, bo uosabiasz to, czego oni nie zdołali osiągnąć. Kiedy jednak powracasz z ciemności, stajesz się symbolem nadziei, że im także może się udać.

„Ludzie mają to do siebie, że kiedy osiągasz oszałamiający sukces, zaczynają życzyć ci porażki. (…) Według mnie chodzi o egocentryzm. Kiedy wzbijasz się wysoko, życzą ci upadku, bo uosabiasz to, czego oni nie zdołali osiągnąć. Kiedy jednak powracasz z ciemności, stajesz się symbolem nadziei, że im także może się udać.”

Wszyscy krytykują, ale niewielu ma odwagę spróbować. Pamiętajcie o tym, gdy będziecie słuchać nowych piosenek Axla. Człowiek z natury woli to, co zna, ale jeśli na tym poprzestanie, jest skazany na porażkę. Jeżeli zachowacie otwarty umysł, czeka was miłe zaskoczenie. Zmiany są dobre.

I tak, Axl się zmienił. Muzycznie i pod względem garderoby. Założył nawet garnitur (i jest mu w nim całkiem do twarzy)! Spędziłem w świecie mody kupę lat i nabyłem kilka garniturów. Axl (wpadający w obsesję równie łatwo jak ja) nigdy żadnego nie miał. Jednak zaprowadził do mnie do pokoju, z którego wyrugowano łóżko, i… co ukazało się moim oczom? Nie pięć, nie sześć, ale całe fury garniturów, które nabył w podróży. Byli tam Giorgio Armani, Dior Homme, Alexander McQueen… słowem: krawieckie atelier z prawdziwego zdarzenia!   

„Co pomyślą twoi fani?”, zapytałem. „Przecież ich na pewne rzeczy nie stać”.
„Mylisz się”, odpowiedział. „Skórzane fatałachy, w które ubierałem się dawniej, były robione na miarę i kosztowały znacznie więcej niż Armani itp.”.

Chciałem wiedzieć, u kogo zasięga rad w tym zakresie, ale okazało się, że takiej osoby nie ma.


 
Od razu poszedłem się przebrać. Sesja odbyła się bez świadków. Axl sam wybrał sobie ubrania, sam stworzył wizerunek. Jako młody chłopak zaopatrywał się w sklepach z używaną odzieżą w South Chicago i Lafayette ( w Indianie). Specyficzne ciuchy.
Ja ubierałem się jak stręczyciel, a kiedy zacząłem nosić się à la Liberace, mówili, że wyglądam jak gwiazda rocka. Wielkie dzięki.  Przemyślałem to i w końcu rzuciłem: „Tak, to Liberace. I wiecie co? Kiedy umrę, przyjdźcie na mój pogrzeb w tych ciuchach. A potem szlajajcie się po barach!”.

Czerpałem z życia pełnymi garściami i zamierzam robić to także po śmierci. Myślę, że Axl też nieźle się bawi. Bo ja na bank!

Sante D’Orazio
   





             
Źródło
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8571
  • 17000 postów
  • Respect: +4333
Odp: Axl oczami Santego D’Orazio (Vogue 2006)
« Odpowiedź #1 dnia: Lipca 16, 2020, 11:07:30 pm »
+1
Panowie maja dluga wspolna historie







A Sasha nadal sie kolo Axla pojawia



« Ostatnia zmiana: Lipca 16, 2020, 11:15:48 pm wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


 

Axl Rose – wywiad dla „Rolling Stone”, 1992

Zaczęty przez naileajordan

Odpowiedzi: 8
Wyświetleń: 11675
Ostatnia wiadomość Stycznia 09, 2018, 05:57:35 pm
wysłana przez gloomy