(http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3d/Matt_Sorum_2012.jpg)
Matt Sorum, były perkusista The Cult, Guns N’ Roses i Velvet Revolver podjął się szlachetnego zadania jakim jest zachowanie lekcji muzyki w szkołach w ramach programu Adopt The Arts, zaangażował się w akcję mającą na celu zabronienia rytualnego uboju delfinów w Japonii oraz w wiele innych projektów charytatywnych.
Niedawno udzielił wywiadu portalowi ArtisanNewsService, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami dotyczącymi Adopt The Arts, opowiada w jaki sposób doszło do jego współpracy z gwiazdą „Glee” Jane Lynch, zrekrutowaniu Slasha i Macy Gray do projektu, swoim nowym solowym materiale, opinii o Chesterze Benningtonie jako wokaliście Stone Temple Pistols, King of Chaos, Velvet Revolver oraz ratowaniu delfinów.
Razem z Adopt The Arts stworzyłeś program nauczania. Możesz nam o tym trochę opowiedzieć?
Matt: Wpadłem na pomysł pracy nad kulturą i różnego rodzaju historią, które można by włączyć w zajęcia z muzyki np. dziecko uczy się o Milesie Davisie, skąd pochodził, że poleciał do Francji w latach 50., że jest muzykiem jazzowym, który dorastał w Ameryce. Uczą się o Strawińskim, który był kompozytorem i skąd pochodziła jego muzyka... więc uczą się także o kulturze i historii. Z programem „Adopt..” uczą się jeszcze więcej, poznają nowych artystów, uczą się o nich więcej... wiesz, Monet, Picasso, Van Gogh – skąd oni pochodzili, Francja, Włochy, Hiszpania, uczą się wielu rzeczy. Mogą wrócić do domu i powiedzieć rodzicom „hej, uczyłem się o takim gościu, który grał na saksofonie...” więc wiesz, to jest fajne. Jest wiele aspektów tego programu, które uczą te dzieciaki, rozszerzają ich horyzonty.
Dlaczego tak ważne jest dla Ciebie to, aby muzyka nie była odstawiona na boczny tor w szkołach?
Matt: Jeśli chodzi o mnie, to nie wiem gdzie bym był, gdybym nie miał muzyki w szkole. Nie mówię, że staramy się, żeby każdy dzieciak został gwiazdą rocka, muzykiem, wokalistą, ale wydaje mi się, że we współczesnym świecie potrzebujemy tych kreatywnych umysłów, a najlepszym sposobem, żeby je mieć są – moim zdaniem – muzyka i sztuka. Te dzieciaki mogą być architektami, mogą być kolejnymi świetnymi poetami lub dziennikarzami, więc nie chodzi jedynie o stworzenie nowych muzyków. To bardzo uniwersalna rzecz. Tego właśnie potrzebujemy od nowoczesnego społeczeństwa, te dzieci dorosną i będą rządzić tą planetą, więc... [śmiech]
Jak wygląda współpraca Adopt The Arts i FundAnything[.com]?
Matt: FundAnything jest całkiem fajnym projektem. Przyszli do nas, a była to pierwsza taka strona o jakiej słyszałem, taka która pozwala ludziom być jej częścią i dawać coś od siebie. Wielu ludzi zastanawia się co może zrobić, żeby pomóc, są mocno zajęci, mają po 2 prace, chcą pomóc, ale np. nie stać ich na to, więc mogą wejść na stronę i dofinansować wszystko, przekazać choćby 10$. To może być trochę, nie musi być dużo, bo tak naprawdę wszystko się liczy. W przypadku tych dzieciaków, które ja uczę, a uczę te młodsze grupy... wiesz, dzieci chłoną wiedzę, zapamiętują to, co usłyszą. Np. jak uczą się o słoniach, skąd pochodzą, Afryka, Azja, a potem uczą się o rzeczach z tym związanym, polowania, handel kłami itp. więc dorastają świadome problemów, to jest ważne. FundAnything przyszło do nas, zaoferowało pomoc i Jane Lynch zrobiła ten naprawdę spoko filmik, który umieściliśmy w naszym programie, wszystko rozwinęło się całkiem fajnie.
Pracowałeś z Jane już kilkukrotnie przy tym projekcie. Jak to jest mieć do dyspozycji jej talent i pomoc?
Matt: Jane jest... Jeszcze zanim pojawiła się w „Glee” była naprawdę dobrą aktorką i świetną osobą. Była moją sąsiadką, a ja dawałem lekcje gry na perkusji jej 11-letniej córce. Któregoś dnia zadzwoniłem i powiedziałem „Jane, potrzebuję cię”, a ona od razu wskoczyła do zespołu, od tego czasu jest naszą największą rzeczniczką na rzecz „Adopt...”
Slash również Ci pomaga?
Matt: Tak, Slash jest też świetny. Dołączył do programu na rzecz zwierząt, który mieliśmy. On kocha zwierzęta. Byliśmy akurat w Afryce i rozmawialiśmy o słoniach, o handlu kłami, kością słoniową, jest naprawdę świadomy tego procederu, więc przyłączył się do akcji. Potem zadzwoniłem do niego z tym projektem i oczywiście zgodził się zagrać. Wiesz, on ma 2 chłopaków w wieku szkolnym, więc doskonale to rozumie. Dorastał tak jak ja, wychowaliśmy się na systemie szkół publicznych. Macy Gray też się chętnie włączyła w projekt, jest naprawdę świetna.
Wiele zrobiłeś z Adopt The Arts przez ostatnie lata. Czy w Twoich oczach program jest sukcesem?
Matt: Tak, oczywiście. Sukcesem w Adopt The Arts jest jego ciągłość. Wszystko wymaga czasu, moja kariera muzyczna zajęła mi wiele lat, abym doszedł do momentu, w którym mogłem zrobić sobie przerwę. Podobnie jest z tym projektem. To ciągle rozwijający się proces. Chodzi o to, żeby zaangażować w to ludzi. Usadzasz grupę świetnych ludzi razem i wiele dobrych rzeczy może się dzięki temu wydarzyć. Podoba mi się to co robię. Nie dostanę za to złotych płyt, ale czuję się spełniony i to jest w tym najlepsze.
Możesz powiedzieć coś o nowym materiale?
Matt: Zacząłem pracę nad nowym albumem rok temu i skończyłem go jakoś miesiąc temu. Zatytułowałem go „Stratosphere”, ponieważ czułem, że w ten sposób odzwierciedla teksty utworów. Bardzo różni się od mojego rockowego dorobku, jest tam może jedna rockowa piosenka, ale większość to rzeczy oparte na gitarze akustycznej, wielu ludzi nie zna mnie od tej strony, zawsze byłem gitarzystą. Mam gitary akustyczne w praktycznie każdym pokoju w domu. Napisałem kilka kawałków na pianinie. Myślę, że to był najwyższy czas. Wiele o tym myślałem, miałem czas by to stworzyć, miałem wiele gotowych utworów. Wierz lub nie, ale miałem dużo materiału z ostatnich 5-6 lat i wszystkie były na kasetach... więc właściwie, to może był nawet i starszy materiał... Przejrzałem je wszystkie, żeby zebrać kilka pomysłów. Wiesz, teraz mam iPhona, gdzie mogę się podłączyć i nagrać riffy, żyję w nowoczesnym świecie. Pojechałem na pustynię, która jest świetnym miejscem do pisania piosenek, tak słyszałem, sprawdziłem i okazało się to prawdą, więc drugą połowę albumu napisałem na plaży, na której spędziłem wiele lat swojego życia. Jestem naprawdę dumny z tego albumu. Mam świetny zespół, więc...
Skoro mowa o zespole – robiłeś jakieś przesłuchania czy są to po prostu Twoi znajomi, z którymi zawsze chciałeś współpracować?
Matt: O tak. Wierz lub nie, ale jest wielu świetnych muzyków, o których ludzie nie mają pojęcia. Miałem takich ludzi w swojej głowie. Wybrałem najlepszych do tego rodzaju muzyki. Styl jest ważny, masz muzyków rockowych, jazzowych, r’n’b, więc gdy zaczynałem prace nad albumem, chciałem kogoś, kto będzie pasował do stylu jaki miał mieć krążek.
Niedawno byłeś w Japonii, gdzie byłeś świadkiem polowań na delfiny. Możesz o tym trochę opowiedzieć?
Matt: Wiesz, coś się we mnie zmieniło, ja się zmieniłem. Czuję potrzebę połączenia swojego nazwiska z niektórymi sprawami. O projekcie związanym z delfinami dowiedziałem się, gdy byłem w Meksyku. Będąc w hotelu oglądałem delfiny robiące te wszystkie sztuczki i triki przez kilka godzin i to naprawdę mnie poruszyło. Zacząłem się tym interesować, czytać o delfinach w Meksyku, Ameryce Południowej, Japonii, Indonezji, wszystkich tych miejscach, z których są – powiedzmy to w ten sposób – porywane. Zgłosiłem się do organizacji, która zajmowała się projektem ochrony delfinów i dostałem zwrotnego maila od faceta, który lata temu był trenerem i opiekunem Flippera, tego znanego z telewizji. Przed Flipperem delfiny po prostu sobie pływały itp., potem ludzie zaczęli z nimi pływać, uczyć sztuczek, przewozić do różnych miejsc. Streszczając całą historię – gdy Flipper zszedł z ekranów, został oddany do jednego z Sea World i zmarł w niewoli niedługo potem. To zupełnie zmieniło podejście tego faceta do całej sprawy i niewoli. Od tego czasu walczy o wolność delfinów. Poruszyła mnie nie tylko jego historia ale i cały ten problem. Niedawno spytał mnie czy nie chciałbym zaangażować się w protest w Japonii, więc poleciałem do Tokio, żeby wziąć w tym udział. Mieliśmy transparenty i wszystko... Protestowaliśmy z innymi organizacjami i wieść rozniosła się po całym świecie, a to było moim celem. Nie jestem George Clooney ani Bono, ale jeśli moge tam iść i ludzie dzięki temu dowiedzą się o akcji, to jest to najlepsze co mogę zrobić. Tak się stało, dlatego jestem bardzo z tego zadowolony. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć więcej powinien odwiedzić stronę dolphinproject.org , nie pływaj z delfinami, nie odwiedzaj parków wodnych, nie oglądaj pokazów.
Jesteś najwyraźniej bardzo zajęty z wieloma projektami. Jakie są najnowsze wieści dotyczące Velvet Revolver? Czy to projekt, który jest nadal w czasie długiej przerwy?
Matt: Nic się nie dzieje z Velvet Revolver, ale jestem w trasie z zespołem King of Chaos, niedawno wróciliśmy z Afryki, gdzie mieliśmy dużą trasę. Wziąłem do zespołu grupę przyjaciół, wiesz, wow, jak fajnie być z ludźmi, których lubisz i grać z nimi muzykę. Warto śledzić nasze strony, również tę na facebooku.
Ostatni koncert jaki zagraliście z VR był ze Scottem na wokalu w czasie koncertu charytatywnego. Jakie to było dla Ciebie uczucie? Wiem, że czasem było Wam trudno pracować ze Scottem. Jak się czułeś występując z nim znowu?
Matt: Cóż, spotkaliśmy się z konkretnych, dobrych powodów. Wszyscy straciliśmy przyjaciela, zebraliśmy się razem i nasze ega nie miały tam pola do popisu. Byliśmy tam dla rodziny przyjaciela, który odszedł, o to w tym chodziło, zagraliśmy, potem się rozeszliśmy i nigdy więcej już o tym nie rozmawialiśmy, bo nie o to nam chodzi. Każdy z nas ma swoje zajęcia, Duff ma Walking Papers, Slash świetnie się bawi ze swoim zespołem, ja mam wiele zabawy i lubię to co robię. Jeśli akurat czas będzie dobry to może coś z tego wyjdzie, ale.. nigdy nie wiadomo.
Ostatnie pytanie: miałeś okazję słyszeć Chestera Benningtona jako wokalistę Stone Temple Pilots/
Matt: Tak, uwielbiam Chestera. Jest świetnym facetem, świetnym wokalistą. Utwory są świetne, więc mają sporo roboty.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Pv_-LNOHfEQ