Autor Wątek: The Darkness  (Przeczytany 18810 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline emily_rose

  • Knockin On Heavens Door
  • ****
  • Wiadomości: 402
  • Płeć: Kobieta
  • Respect: +122
Odp: The Darkness
« Odpowiedź #60 dnia: Marca 20, 2013, 02:05:20 pm »
0
Najlepszy koncert na jakim byłam! Nie będę się rozpisywać, Śpiochu wszystko doskonale opisał.  Muszę jednak przyznać, że straszna ze mnie ofiara losu, dostałam rzuconą ze sceny kostką w twarz i nie mam tej kostki! :facepalm: Muszę też powiedzieć, że Wagon się spisał i odprowadził nas pod teatr :D ( już nie musisz się martwić, że ktoś pomyśli, ze zostawiłeś nas samych nie wiadomo gdzie :P)

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • One In A Million
  • *****
  • Wiadomości: 5005
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1686
    • Fotografia Marek Śnioch
Odp: The Darkness
« Odpowiedź #61 dnia: Lipca 22, 2017, 10:03:47 pm »
0
Ojojojojo. Minęło kilka lat a ja dalej aktywnie wspieram The Darkness mając w pamięci najlepszy koncert na jakim byłem w życiu ever czyli właśnie tego w Palladium. Tak.... właśnie do takich wniosków doszedłem po kilku latach :)

W między czasie Darknessy miały dwukrotną zmianę perkusisty i teraz akurat ich bębniarzem jest Rufus Taylor czyli syn Rogera Taylora z ... Queena oczywiście :D

Za chwilę wydają płytę... :] więc pierwszy singiel z piątego albumu.... brzmi tak:

! No longer available

...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • One In A Million
  • *****
  • Wiadomości: 5005
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1686
    • Fotografia Marek Śnioch
Odp: The Darkness
« Odpowiedź #62 dnia: Listopada 02, 2017, 12:04:02 pm »
0
Na dworze leje. Ja chory. To napisałem recenzję nowego albumu.



Ta okładka to jedna z najbrzydszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wrzuciłem na forum. Jeśli nie najbrzydsza. I już za to The Darkness ma minusa. Na szczęście to jedyny poważny minus, który tyczy się Pinewood Smile. Jak już porzucicie swoje poczucie gustu w głębokich zakamarkach dolnej części swoich pleców to możecie z zamkniętymi oczami posłuchać piątego albumu czterech angielskich dżentelmenów pod warunkiem że klasykę rocka w klimacie późnych lat 70tych wciągacie na śniadanie.

To też kolejny album, na jakim zagrał nowy bębniarz. Jakież to musiało być wspaniałe dla Justina, Dana i Eddiego, że ich trzecim już pałkarzem został człowiek, który na co dzień obcował z legendą i bezdyskusyjną inspiracją istnienia całego tego cyrku jakim jest The Darkness. Ich perkusista wyssał ten rockowo-operowy klimat z potem ojca… ekhm…. powiedzmy że Taylor Senior to znana osobowość, która przez wiele lat oglądała na koncertach plecy Freddiego Merkurego. Sam Roger Taylor też jest legendą, więc jeśli syn takiego gościa chce z nimi grać, to trzeba brać i dziękować za tą przychylność losu. Czy Rufus Taylor miał jakikolwiek wpływ na to, jak brzmi Pinewood Smile w porównaniu do poprzednich dokonań grupy? Szczerze wątpię, bo to dalej ten sam wesoły, mocno osadzony w klasyce rock n’ rollowy zespół, który w 2000 roku przypomniał całemu światu, za co kochał i dalej kocha Queen.

Pinewood Smile na tle poprzednich płyt wyróżnia się szybszym tempem, zadziorniejszymi i bardziej złożonymi kompozycjami. Wizytówką płyty są kawałki ze zmiennym klimatem, które przy pierwszym przesłuchaniu mogą wywoływać mieszane uczucia. Wręcz można odnieść wrażenie, że to wielki Misz-masz pomysłów, riffów, zagrywek, refrenów, z którego na chybił trafił wyciągano poszczególne elementy a potem dopasowywano do elementów układanki. Zwykle takie zabiegi nie są zbyt udanymi, choć niektórzy pracują w ten sposób od wielu lat, jak choćby Metallica. Różnica jednak jest, bo The Darkness nigdy nie chcieli pisać długich utworów naszpikowanych riffami a ich domeną są proste kompozycje. Jeśli jednak już trafia się na Pinewood Smile jakiś kawałek, który od pierwszych do ostatnich dźwięków brzmi, jakby został napisany za jednym posiedzeniem, to od razu chwyta za gardło. Tak też jest ze spokojną balladą Seagulls (gdzie urzeka piękną gitara solowa), której podtytuł Losing My Virginity zdziera z niej całą otoczkę romantyzmu. Singlowe All the Pretty Girls oraz Solid Gold to już typowe, ograne już przez dziesiątki lat kawałki, które jednak najlepiej prezentują styl The Darkness. To zawsze będzie zespół rockowy. I dobrze. Ja tam ich za to uwielbiam.
...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.