Autor Wątek: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1  (Przeczytany 4727 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline naileajordan

  • Better
  • *******
  • Wiadomości: 3470
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3547
Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« dnia: Lutego 04, 2018, 05:41:15 pm »
+7
Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1



       (Inicjatywa, korekta, pomoc językowa [Dziękuję!], tudzież tłumaczenie drugiej części [która niebawem] - @sunsetstrip )         


       Link: http://www.mygnrforum.com/topic/133371-axl-rose-chat-6-mygnrforum-dec-14-2008/

       
       Zacznijmy od tego… Axl nie chciał wyjść na scenę… ble, ble, ble… to kompletna bzdura.

       Coś takiego nigdy nie miało miejsca. To zwykłe wymysły, kłamstwa i fantazje. Nie ma w tym ani cienia prawdy. Gdyby rzeczywiście tak było, lata temu zostałbym prawnie unicestwiony, pozbawiony praw do nazwy i pozwany o szkody. To się nazywa [w terminologii prawniczej] podpisanie [umowy] pod przymusem, z okolicznościami łagodzącymi. W rzeczywistości w czasie, o którym mowa, wszyscy prawnicy byli Europie, w związku z zeznaniami Adlera.   

       Nie mogłem zabrać głosu wcześniej, bo to mogło zagrozić wszelkim wcześniejszym działaniom.

       Kiedy negocjowaliśmy nasz kontrakt z Geffenem, dodałem dopisek o nazwie, żeby chronić samego siebie. To ja wymyśliłem nazwę i powołałem do życia zespół, który ją nosił. Rzecz wiąże się bardziej z naszymi managerami, zważywszy na fakt, że nasz ówczesny manager ciągle próbował przekonywać, żeby mnie wylali. Kiedy przestałem z nim rozmawiać, wyczuł, że jego dni są policzone i robił, co mógł, żeby odsprzedać prawa do negocjacji i zgarnąć kasę od Geffena. 

       Dopisek został dodany do kontraktu, który wszyscy podpisali. Nie była to jakaś ukryta klauzula na dole strony. Gdybyście mieli wgląd w te papiery, sami przekonalibyście się o tym.     

       W tamtym czasie nie zaprzątała mnie sprawa nazwy, kwestie finansowe itp. Wiedziałem tylko, że to ja wymyśliłem nazwę i od pierwszego dnia wszyscy zgadzali się co do tego, że w razie, gdyby zespół się rozpadł, ona była moja. Wtedy to po prostu zostało zapisane.

       Żadne inne sprawy nie zaprzątały mi głowy, dopóki nie nawiązałem współpracy z nowymi ludźmi. Zrobiłem to tylko po to, żeby ratować Gunsów, a nie kogoś okradać.

       Moim zdaniem sama zmiana w sobie, plus presja medialna i wyśmiewanie przez innych (włącznie z grupą nie do końca kompetentnych ludzi, z którymi był wtedy związany) z powodu tego, że nie walczył o prawa do nazwy, to było dla Slasha zbyt wiele i nie potrafił otwarcie stawić temu czoła. Poza tym nie jesteśmy prawnikami i nie mamy wykształcenia ku temu, żeby prowadzić interesy. Toteż działaliśmy instynktownie i robiliśmy to, co w owym czasie wydawało nam się słuszne. Slash uczciwie zgadzał się co do tego, że prawa do nazwy przysługiwały mnie, a ja niczego nie knułem za jego plecami. Innym cała ta sprawa nie mogłaby być bardziej obojętna.   

       Jednak kiedy rozpad zespołu stał się faktem i strategia, żeby zmusić mnie do powrotu na kolanach, została wprowadzona w życie, Slash musiał ratować twarz, swoje interesy i zapewnić sobie przychylność publiczności. Odmalowanie mnie jako tego, który uczynił z publiczności kogoś w rodzaju zakładnika, żeby zmusić innych do podpisania papierów w związku z nazwą zespołu, było w tym względzie bardzo skutecznym posunięciem. Ja byłem tym złym, natomiast Duff, fani, a przede wszystkim on sam [Slash] byli ofiarami. Ach, i to oni poświęcili się dla publiczności, ludzi, naszych fanów, którzy przyszli na koncert… Powtórzę raz jeszcze: TO NIGDY NIE MIAŁO MIEJSCA.     

       Media bezmyślnie, bezpodstawnie i fałszywie bajdurzyły na ten temat ku szkodzie mojej i fanów, a Slash miał nadzieję z tego skorzystać, żeby mnie oskarżać, snuć za kulisami jakieś prawne intrygi i ostatecznie odwrócić kota ogonem. Nie mógłby liczyć na to, że ludzie z jego sztabu będą go wspierać i latami z nim współpracować, gdyby prawda wyszła na jaw. Zwłaszcza że sprawa przed laty uległa przedawnieniu.

       Dlaczego chciałem zachować prawa do nazwy? Ponieważ jestem dosłownie ostatnim, który pozostał. Nie mówię tego, żeby się chełpić, i nie powoduje mną duma. To był pieprzony koszmar, ale ani nie zostawiłem Guns N’ Roses, ani nie wyrzuciłem z zespołu innych. To, co zrobił Slash, to nic więcej niż czysta strategia. Próbował zachować twarz, manipulując publicznością tak, jak wcześniej manipulował mną. Zasłużyłem na prawo, żeby chronić własne dokonania i czerpać korzyści z kontraktu, na który ciężko pracowałem, podczas gdy Slash, jak sam powiedział, miał to w dupie. 

       Stworzyłem nowy skład tak samo, jak tworzy się drużynę albo dany model jakiegoś samochodu, ale czy tylko dlatego, że ktoś ze mną i z wami tu pogrywa, mam wylewać dziecko z kąpielą?   

       Nie nagrałem solowego albumu. Solowy album byłby zupełnie inny niż ten, prawdopodobnie znacznie bardziej instrumentalny. Nagrałem album Guns N’ Roses z właściwymi ludźmi; z jedynymi ludźmi, jacy naprawdę chcieli pomóc mi spróbować; byli kompetentni i dobrzy, podczas gdy ja całymi latami byłem mieszany z błotem przez opinię publiczną.

       Wyboru piosenek dokonaliśmy wspólnie. Nie chciałem nagrywać „This I Love” w żadnej formie i w żadnej postaci, ale Robin i Caram nalegali, przekonywali Tommy’ego i innych. Wywierano na mnie (z zewnątrz) dużą presję, żebym podpisał się pod tym własnym nazwiskiem, ale to nie wydawało mi się w porządku w stosunku do zespołu; poza tym odnoszące się do tej muzyki „parametry” mają zdecydowanie więcej wspólnego z Gunsami niż z czymkolwiek innym. Na chwilę obecną bardziej solową pracą są partie instrumentalne, jakie napisałem do “End of Days”. 

       Co się tyczy nowej nazwy… to jest to, kim jestem, niezależnie od tego, co ktoś inny o tym myśli. Nie widzę siebie jako jedynego Gunsa, bardziej jako jedynego [członka starego składu], który stara się to dalej ciągnąć – czy to się komuś podoba, czy nie – i dawać z siebie jeszcze więcej, o co wielu chciałoby walczyć, będąc na moim miejscu.

       Nazwisko znaczy w muzyce więcej, niż możecie przypuszczać, i nie mam na myśli studia czy budżetu. Raczej to, gdy coś zmusza cię do tego, żeby doprowadzić muzykę do miejsca, gdzie możesz odnaleźć własny spokój, niezależnie od tego, co mówi ktoś inny. I tego nie udało się w pełni osiągnąć, aż do ostatniej fazy masteringu, gdy utwory trafiły już do firmy tłoczącej płyty, a jeden z nich został nieumyślnie zmieniony w ostatniej chwili.

       Poza tym, nazwy domagał się także przemysł muzyczny i jej utrzymanie stało się konieczne, żeby płyta mogła się ukazać. Po tych wszystkich pieniądzach, które zainwestował stary Geffen (zapadły pewne decyzje, które były dla mnie korzystne, ale ktoś twierdzi, że się im sprzeciwiałem), wyrzucenie nazwy do śmieci byłoby samobójstwem. 

       Koszty związane ze sprawami prawnymi były ogromne, ale czułem, że umowa z Universal była dobra i pod wieloma względami odpowiednia dla obu stron.

       David Bowie lubi [Pink] Floydów z Barretem, inni z Watersem, a jeszcze inni bez. Są też tacy, którym podobają się wszystkie składy. Moim zdaniem tym, co czyni naszą sytuację wyjątkową, jest ohyda tego, co tak naprawdę się stało. Gdybym rzeczywiście zrobił to, co mi się przypisuje, sam posłałbym siebie do diabła. Poza tym uświadomiłem sobie, że ta sprawa to tylko część czegoś znacznie większego, toteż nie można na tej podstawie wysnuwać żadnych wniosków. To więcej niż zrozumiałe.   

       To musi zostać powiedziane, bo ktoś uciekł ze sklepu, który otworzyłem i do którego nazwy mam prawo… i teraz wygaduje brednie, żeby wkupić się w łaski publiczności i prawników, a wszystko to kosztem moim i fanów… Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym wyrzucać do śmieci coś, co kosztowało mnie nie tylko dużo pracy, ale też walki i cierpienia – i to jedynie dlatego, że ktoś zranił, wkurzył, zdradził, wprowadził w błąd i okłamał ludzi, w sposób, w jaki odbywają się publiczne lincze, otaczając się osobami, które miały to wszystko w dupie (zwłaszcza w mediach), czerpiąc przyjemność z kontrowersji i nienawiści, wybierając sobie ofiarę, bez względu na to, czy to jest słuszne, czy nie – bo po prostu miał na to ochotę. Ale ludzie nadal mogą przedkładać to, co było kiedyś, nad to, co jest teraz, i nikt nie odbiera im tego prawa.

       Co się tyczy [określenia] nuGuns, to myślę, że czasem pomaga ono pewne rzeczy wyjaśnić. Ja sam nazywam ten skład Gunsami, a formacje z epoki „Illusions” czy wcześniejsze – starymi Gunsami (old Guns).

       Jeżeli chodzi o mnie, to możemy grać wszystko, co chcemy. 

       Nie chodzi o to, czy obrałem dobry kurs, ani o to, czy patrząc w przeszłość, widzę, że coś mógłbym zrobić inaczej. Dobry czy zły, to był jedyny sposób i gdybym tak nie postąpił, Slash zdołałby pogrążyć mnie publicznie znacznie bardziej, niż jemu, innym czy mnie samemu udawało się to do tej pory. To doprowadziłoby mnie do ruiny.

       Nie wiem, gdzie bym skończył, ale nie ma tu oczywiście mowy o szczęśliwym zakończeniu – i wszystko, co się wydarzyło w każdej innej dziedzinie mojego życia… ta destrukcja nie jest czymś, z czym mógłbym sobie poradzić, przynajmniej publicznie. Możliwe, że wziąłbym się w garść na tyle, żeby znaleźć pracę czy śpiewać gdzieś indziej, ale wątpię, że osiągnąłbym coś znaczącego. 

       Ciekawie się jest tym podzielić, ale nawet mając cały ten czas, przy tej skomplikowanej biurokracji, to wypuszczenie czegokolwiek spada na mnie, a nie na nich. Oni [NuGuns] są dla mnie nadzwyczajnym wsparciem i robią, co mogą, żebym jakoś się trzymał i skupił [na pracy]. W Gunsach tego nie miałem nawet przed „Sweet Child”. Jeśli to miałoby się zmienić, to wówczas można się temu przyjrzeć. Mam nadzieję, że nadal będziemy się razem rozwijać… więc kto wie.

       Gdybym nie zagwarantował sobie praw do nazwy, nie wiem, gdzie bym teraz był. Prawdopodobnie nazywałbym nasz obecny skład „Those motherfuckers”!   

       Nazwa to coś, z czego jestem bardzo dumny, i myślę, że każdy, kto był tego częścią, powinien czuć to samo. Podobnie jak to wygląda w innych zespołach czy drużynach itp. Czasami [związany z tym] ciężar jest koszmarny, ale nie taki, jaki mógłby być, gdybym tego [nazwy] nie miał.     

       Co do tego, na czym polega różnica… Myślę, że zrozumiałem, o co wam chodzi… Sądzę, że to zależy od tego, w jaki sposób byli członkowie nawiązują do nazwy i w jakich okolicznościach opuszczali zespół, co miało lub mogło mieć wpływ na decyzję o kontynuowaniu występowania pod tym szyldem, przez nowy skład i/lub mnie.

       Jeżeli chodzi o sprzedaż większej ilości płyt… Cieszyłbym się, gdyby to było możliwe, ale nigdy nie rozumowałem w ten sposób. Sądzę, że to powinno się wpisywać w to, że nie chciałbym rezygnować z tych możliwości, próbując rzekomego wrogiego przejęcia [nazwy]. Myślę, że powinienem walczyć o Gunsów w sensie niemal patriotycznym, w sensie uczciwości i honoru. W grę nie wchodzi tylko moja wizja czy obrany kierunek; te rzeczy mają prawo ewoluować i trzeba iść do przodu, szukać słusznych kompromisów z tym, co wnoszą inni. Mam na myśli bardziej zasady, które w moim odczuciu były ważne dla Gunsów z punktu widzenia muzyki jako takiej. 

       To pomogło nam znaleźć się tam, gdzie jesteśmy, od początku chodziło tu o muzykę, i choć pozytywy związane ze współpracą z Universal zatarły się lata temu, to może idzie ku lepszemu. Jeżeli chodzi o trasy koncertowe, to nie ulega wątpliwości, że nazwa pomogła nam wszędzie, choć w Stanach mniej. To daje siłę i wpływa na jakość występu. Granie pod takim szyldem każdej nocy daje ci kopniaka w dupę. To nie jest jakiś side project ani coś, co możesz olać. Jeśli nie dajesz z siebie wszystkiego, jesteś skończony. To sprawiło, że pracowaliśmy znacznie ciężej, i to wcale nie było złe.     

       Wtedy nie patrzyłem na to w kategoriach zmian składu itp. Coś się nagle załamało, statek szedł na dno. Z jednej strony, wiedziałem, że zespół był skończony, zanim zaczęła się trasa „UYI”, ale człowiek zawsze ma nadzieję… Patrzyłem na to bardziej jak na Titanica, który tonął. Oddaliłem się od wszystkich w Guns N’ Roses, bo oni z jakichś powodów nie mogli – albo nie chcieli – dać [z siebie] tego, co było zespołowi potrzebne.   

       Nie mówię o zmianie stylu czy brzmienia itp. Wielu ludzi wymyślało bzdury, [mówiło,] że poszedłem w innym kierunku; i wydaje im się, że to sprawdzone informacje. Poza tym duży zamęt zrobiły brednie w książce Slasha. Ale ja mam nagrania z prób. Nie ma tam nic poza prostym, bluesowo-rockowym graniem Slasha. Przerwał je, żeby zacząć karierę solową, jednocześnie próbując przejąć całkowitą kontrolę nad Gunsami.
       Wiele razy czytałem rzeczy w stylu: “Gdyby tylko Axl zechciał napisać do tego teksty czy melodie, moglibyśmy…”. Nie było mi to dane, jako że przez kilka miesięcy niemal każdego dnia rozmawiałem ze Slashem po trzy, cztery godziny przez telefon, starając się znaleźć jakiś kompromis. Ale powiedziano mi dosadnie: żadnych tekstów, żadnych melodii, żadnych zmian… Miałem śpiewać to, co mi kazano, albo s*******ać.       
« Ostatnia zmiana: Lutego 06, 2018, 10:13:32 am wysłana przez naileajordan »
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline sunsetstrip

  • Scraped
  • **********
  • Wiadomości: 8571
  • 17000 postów
  • Respect: +4333
Odp: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« Odpowiedź #1 dnia: Lutego 04, 2018, 06:12:34 pm »
+3
prawie 10 lat sie zbieralem do tego tlumaczenia, niestety jest naprawde trudne, dlatego tym bardziej podziekowania dla @naileajordan ze wziela na siebie polowe roboty i zapunktowala na kolejny tytul forumowicza roku

stwierdzilem jednak ze fani, zwlaszcza nie znajacy wystarczajaco angielskiego, powinni przeczytac wersje Axla, przede wszystkim dlatego ze to, jak sadze, najwazniejsza jego odpowiedz na biografie Slasha i Duffa

« Ostatnia zmiana: Lutego 04, 2018, 06:46:09 pm wysłana przez sunsetstrip »
NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNY

"I once bought a homeless woman a slice of pizza who yelled at me she wanted soup."
Axl Rose


Offline gloomy

  • Global Moderator
  • Garden Of Eden
  • *****
  • Wiadomości: 4985
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +1123
Odp: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« Odpowiedź #2 dnia: Lutego 04, 2018, 08:21:27 pm »
+1
wow...
Naje 2017: Najlepszy avatar; Dobry duszek forum; Ulubiona osoba funkcyjna

Offline naileajordan

  • Better
  • *******
  • Wiadomości: 3470
  • Płeć: Kobieta
  • "So never mind the darkness"
  • Respect: +3547
Odp: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« Odpowiedź #3 dnia: Lutego 04, 2018, 08:31:46 pm »
+2
prawie 10 lat sie zbieralem do tego tlumaczenia, niestety jest naprawde trudne

Zbierałam się do tego co prawda nie 10 lat, tylko jakoś od jesieni, ale początkowy entuzjazm ("Ooo, ale bomba, tłumaczę i wrzucam!") szybko opadł, bo... no właśnie, to trudne.
A do tego to nie ten rodzaj tekstu, gdzie ewentualnie można wyjść z opresji jakąś zgrabną metaforą czy frazeologizmem.

Zdecydowanie największe tłumaczeniowe wyzwanie, jakiego podjęłam się tutaj do tej pory.
"Robiłem to w najlepszej wierze, jak mówił jeden gentleman, który uśmiercił swą żonę, gdyż była z nim nieszczęśliwa."

Offline Śpiochu

  • Global Moderator
  • Garden Of Eden
  • *****
  • Wiadomości: 4994
  • Płeć: Mężczyzna
  • Hail to the chief!
  • Respect: +1680
    • Fotografia Marek Śnioch
Odp: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« Odpowiedź #4 dnia: Lutego 04, 2018, 08:46:46 pm »
+1
Olaboga! Pamietam jak to czytalem od razu po ukazaniu sie  ChD. Pewnie w cholere rzeczy nie rozumialem... wiec dobra... dzieki ludzie i zabieram sie do lektury.

"śle z komóry bom ziom"

...jeśli powyższy komentarz wydaje Ci się zbyt poważny, to zmień zdanie.

Offline owsik

  • magister guns n'roses
  • One In A Million
  • *********
  • Wiadomości: 6422
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +862
Odp: Axl: "Wierzchołek góry lodowej" (2008) - cz. 1
« Odpowiedź #5 dnia: Lutego 05, 2018, 10:14:12 am »
+1
Świetna robota. Dziękuję z całego serca za to tłumaczenie.
"Co ludzie powiedzą" sezon drugi, odcinek piąty
;)

 

Axl Rose: Wywiad z Rolling Stone 1992 (wersja angielska)

Zaczęty przez daub

Odpowiedzi: 0
Wyświetleń: 4632
Ostatnia wiadomość Października 23, 2017, 02:23:51 pm
wysłana przez daub